Bagaż podręczny? Klasyczne „więcej” za „mniej” w nowej erze podróżowania
W zeszłym roku Basia pisała jak przygotować się najlepiej do wyjazdu. Co ze sobą zabrać, a z czego zrezygnować. Jak się spakować i kiedy zacząć żeby „stres” przedwyjazdowy nas nie dopadł. Tym razem podpowiadamy jakie gadżety w dobie elektroniki ze sobą zabrać by nie dźwigać zbędnych kilogramów. Szczególnie kiedy jedyny bagaż to bagaż podręczny – plecak, z którego od zawsze korzystamy.
Jeszcze się nam nie zdarzyło brać na wyjazd bagaż rejestrowany. Ba! Jeszcze nigdy nie przekroczyliśmy 8 kilogramów, chociaż dopuszczalna jest waga 10 kilo. Zauważyliśmy tez, że z każdym rokiem i każdą podróżą jesteśmy mądrzejsi i z czegoś rezygnujemy albo coś dodajemy do zestawu w naszych bagażach. Inaczej się dzielimy, na czym innym skupiamy – organizujemy wyjazd od początku do końca, a ważną częścią całej organizacji jest właśnie „plecak”. Praktycznie zawsze nasze urlopowe wypady wiążą się z przemieszczaniem. Wybieramy translokację kosztem pobytu w jednym miejscu, ale co się z tym wiąże, na pewno każdy się domyśla. Dźwigamy swój wyjazdowy dobytek na plecach. Więc od plecaka należało by zacząć. Ma być mega wygodny i praktyczny. Praktyczny znaczy – mający wiele dodatkowych kieszonek i uchwytów oraz wygodne pasy odciążające ramiona i kręgosłup. Przykładowo ostatni nasz trip po Italii to w sumie 10 dni z czego prawie 5 z bagażem na plecach. Oczywiście nie cały dzień, a tylko na czas przejazdu, no ale jednak. Walizki na kółkach raczej byśmy nie zabrali!
Już nie będę się rozpisywał jak pakować odzież tak by zmieściło się jej jak najwięcej – bo raz, że już o tym wspominaliśmy, a dwa – są więksi fachowcy od podróżniczego pakowania i potrafią zdziałać cuda, wypychając plecaki na kilka tygodni „połową mieszkania” 😀 Głównie chodzi o wszystko to, czego nie ubieramy, a używamy. Bez czego wydawało by się, nie można funkcjonować. Szczególnie kiedy sami musimy zadbać o każdy dzień wycieczki będąc twórcą urlopu.
Wspominając nasze pierwsze wspólne wyjazdy z bagażami podręcznymi to był istny koszmar! Stres związany z wymiarem, wagą, odprawą na lotnisku. Zawsze brakowało miejsca, a przecież połowa to był sprzęt, lustrzanka, kable, power-banki, przybory toaletowe, przewodniki, mapy, ładowarki, bilety lotnicze, na pociągi i autobusy, jakieś teczki, ksera dowodów, ubezpieczenia… Wszystko ze sobą zabieraliśmy – sądząc, że przezorność i posiadanie namacalnych „rzeczy” to najbezpieczniejsze rozwiązanie – no i „wygodne”. Trochę lat potrzebowaliśmy, żeby nauczyć się jak minimalizować dodatki. Dziś odzież to 70% plecaka, 10% przybory toaletowe i 10% sprzęt elektroniczny. A gdzie pozostałe 10%? Oczywiście na rzeczy, które ewentualnie nabywamy podczas podróży – pamiątki, ubrania, gadżety. Trzeba też przyznać się do błędu! Mimo, że większość linii lotniczych stosuje zbliżone wymiary bagażów podręcznych i w sumie nie są one aż takie małe, to dopiero w tym roku, podczas włoskiego wyjazdu wzięliśmy ze sobą prawdziwe plecaki odpowiadające wymiarom 55 x 40 x 20 cm. Wcześniej – co jest w sumie śmieszne, pakowaliśmy się w plecaki podobne do plecaków szkolnych, a więc w dużo mniejsze niż pozwala przewoźnik. Więc w sumie dlaczego się stresowaliśmy… Teraz już nie wie tego nikt, a Basia pewnie powie „…to Ty zawsze siałeś zamęt i stres” 😀
Chyba tak…
Można więc zadać kolejne pytanie. Jak spakować przewodniki, lustrzankę, karty, dokumenty, mapy – mieszcząc się w 10% pojemności bagażu? Wychodzi na to, że obecne rozwiązania pozwalają wcale już nie brać tych, wydawało by się niezbędnych w podróży rzeczy. Żyjemy w prężnie rozwijających się czasach. Kto by na przykład pomyślał 10 lat temu, że nie warto zabierać ze sobą kilowego sprzętu fotograficznego do Wenecji, Rzymu czy Neapolu. Przecież, tam są takie miejsca, takie widoki, że aż żal ich nie uchwycić po swojemu… A kto powiedział, że nie można inaczej? Kto by pomyślał 10 lat temu, że rynek telefonii komórkowej rozwinie się tak szybko, a zdjęcia robione smart-fonami będą zwyczajnie lepsze od kadrów ustrzelonych lustrzanką?! Tak, od kilku dobrych lat, producenci ścigają się w rozwijaniu możliwości sprzętów i chyba najwięcej zyskują na tym klienci, użytkownicy którym najbardziej zależy na dodatkach, aplikacjach w telefonie oraz APARACIE FOTOGRAFICZNYM. Kręcenie filmów w 4K na urządzeniu mieszczącym się w kieszeni? Dziś to nie problem. Skoro nawet drona można zmieścić w bocznej kieszeni plecaka. Przyznajemy się bez bicia, na wszelki wypadek zabraliśmy ze sobą ostatni „żywy” aparat jaki nam w domu został, Sony Alpha A5000. Ale ani razu nie wyciągnęliśmy go z futerału. Zaś wolne miejsce w opakowaniu służyło głównie jako schowek magnesów na lodówkę 😀 Czego więc użyliśmy do zrobienia ponad 6 000 zdjęć i nagrania ponad 2 godzin materiałów video? Hmmm… W zeszłym roku najpierw Basia postawiła na Huawei P10 i zdjęcia z tego telefonu wryły nas w ziemię. Powaznie! To była pierwsza poważna informacja „po co lustrzanka?”. W tym roku ja też, odkładając po ponad 3 latach swojego niezniszczalnego HTC 820, zdecydowałem się na kombajn. I kombajn się opłacił… Mowa oczywiście o Huawei P20 Pro. Ma-sa-kra! Następny już tylko z hologramem 😛
A więc smart-fony – szczególnie z dobrą baterią i hiper-szybkim ładowaniem to oszczędność miejsca w plecaku. W ten sposób odpadają nam aparaty, kamerka go-pro, ładowarki do tych sprzętów i dwa power-banki (zazwyczaj woziliśmy cztery, pięć o pojemnościach od 8 000 do 20 000 mAh).
Mapy z każdego miasta, plan podróży „krok po kroku” (kto nas czyta, wie że zanim wyjedziemy, szczególnie ja – zwiedzam każde miasto i miejsce w którym będziemy na Street View, często drukując rzuty satelitarne kluczowych miejsc), ksera dokumentów, bilety lotnicze i na komunikację lądową, przewodniki, książki do samolotu? PRZEPRASZAMY ale już nie korzystamy. Szczególnym rozwiązaniem jakie wybraliśmy i przetestowaliśmy z powodzeniem było niewielkie urządzenie przypominające telefon – Vasco Traveler Premium 5. To nic innego jak tłumacz mowy, którego musiałem mieć w posiadaniu. Jak wiadomo byłem, jestem i chyba będę leserem językowym totalnie ignorującym potrzebę nauki języka obcego – chociaż rozumiem i włoski i angielski – za cholerę nie mówię! Vasco Traveler to wielofunkcyjne urządzenie stworzone właśnie dla takich osób jak my, dla podróżników, dla których pojemność bagażu ma kluczowe znaczenie. Główną i pierwszoplanową zaletą przyrządu jest możliwość płynnej komunikacji w wielu językach. Ja próbowałem takiejże komunikacji w języku włoskim i właśnie angielskim, ale zabawa w pierwszym z nich była dużo ciekawsza. Co jest w tym wszystkim najciekawsze… działało! Tłumacz płynnie przekazywał naszemu włoskiemu kompanowi „co autor miał na myśli”, a gdy ten odpowiadał „autor mógł kontynuować dialog!” 😀 Ponoć działa jeszcze w 40 innych językach. Tym razem nie sprawdziliśmy, chociaż przez moment w głowie powstawał pomysł, by podejść do Azjatów i zapytać o drogę – ale, to by było strasznie głupie – w końcu ciężko trafić z językiem – koreański, chiński czy może japoński?
To nie koniec nowinek w urządzeniu. Skoro już wiedzieliśmy że smart-fon będzie głównie służył do zdjęć, filmów i szkoda cennej baterii na inne czynności, to mapy i przewodniki musieliśmy ze sobą jednak zabrać. NIE! Vasco Traveler to również doskonałe urządzenie naprowadzające. Posiada dokładnego GPS’a offline oraz poprzez połączenie z Wi-Fi dostęp do przewodników w sieci jak i przewodników znajdujących się na samym urządzeniu. Jako, że urządzenie jest też telefonem, dysponuje takimi samymi możliwościami jak nasze – a więc wgranie przewodników i planów podróży w wersji PDF, wcześniej przygotowanych w Polsce nie było problemem. Zaraz, zaraz… Wspomniałem, że to telefon? No tak – a skoro telefon to możliwość wykonywania i odbierania połączeń. Będąc w Unii nie ma to już teraz większego znaczenia ze względu na znikome koszty roamingu, również tego internetowego, ale producenci zapewniają możliwość bezpłatnego odbioru połączeń w ponad 160 krajach. Wydaje się więc, że wykraczamy tą możliwością poza Europę. To ważne i kluczowe, bo jeżeli jest to prawdą, wyjazd np. na Ukrainę i skorzystanie z telefonu w nagłej sytuacji, nie przyprawi nas o zawał, po powrocie do Polski przy sprawdzeniu salda u operatora (doświadczone na własnej skórze!).
Testowaliśmy sprzęt i trzeba powiedzieć – działał bez zarzutów. Sprawnie i szybko, praktycznie – tłumaczenia lektor wypowiadał od razu po wprowadzeniu (można mówić lub wpisywać) złożonego zdania. Jest bardzo łatwy w obsłudze, chociażby dlatego, że dzisiaj obsługa różnej maści smart-fonów, dronów, minikamer jest jak chleb powszedni i takie „bajery” nie różnią się zbytnio od siebie. Sami przekroczyliśmy w tym roku 30stkę, więc czujemy się staro, ale nie aż tak by odpadać od technologicznego peletonu. Sądzimy, że rozwiązanie to może przydać się osobom starszym, które zanim wyjadą za granicę na własną rękę, kilkanaście razy zrezygnują właśnie ze względu na brak znajomości języka w danym kraju, problem z orientacją w terenie i wiele innych negatywnych okoliczności, które elektroniczny tłumacz Vasco Traveler może za nich zrealizować. Cieszy fakt, że lektorem nie jest znana wszystkim „Ivona” – sztuczny i często niezrozumiały głos. W podróży wspiera nas męska i żeńska płynna wymowa z ładnym akcentem – tu ukłony dla Vasco Electronics, przyłożyli się do pracy, czego efektem jest praktyczne i wygodne w użytkowaniu urządzenie.
A więc mapy, przewodniki, ksera i bilety zmieściliśmy do urządzenia wielkości naszego telefonu w wygodnym futerale! Kolejne kilka kilo i trochę centymetrów zaoszczędzone. Można powiedzieć klasyczne „mniej” kosztem „więcej”! Teraz wejdzie druga para butów do plecaka 😀 Na nasze oko i wstępne obliczenia, dzięki takiej zmianie zaoszczędziliśmy około 3kg bagażu i 40% pojemności plecaka. Co tu dużo mówić, w bagażu podręcznym to bardzo dużo.
Nowa era podróżowania
Wydaje się więc, że w takim to kierunku podąża, że większość rzeczy będziemy zamykać w naszych elektronicznych sprzętach. Z półek zaczną znikać książki, mapy , przewodniki, spacerowniki na rzecz odpowiedników w wersji elektronicznej, e-book’ów. Fajnie jest kreślić po mapie w trakcie podróży „jesteśmy tu, a teraz idziemy tam, a później tam…” ale jak sobie tak człowiek pomyśli, że można inaczej i wcale nie oznacza, że gorzej, rezygnuje, idzie z duchem czasu.
NA KONIEC UDOWADNIAMY ZMIANY!!!
Wpis powstał w wyniku współpracy z Vasco Electronics LLC