Brno w przerwie na Pragę. Dziesięć najciekawszych atrakcji w kilka godzin
Przedostatnie miasto na naszej mapie zeszłorocznego Eurotripu. Do tego czasu odwiedziliśmy już w ciągu zaledwie sześciu dni Dortmund, Rygę, Liverpool oraz Londyn. Brno było tylko kilkugodzinnym przystankiem w drodze do Pragi. Ale szkoda i tych kilku godzin nie wykorzystać, między przylotem, a odjazdem pociągu, w kierunku stolicy Czech.
Pierwszym zaskoczeniem był sam port lotniczy. Już w momencie kiedy zbliżaliśmy się do pasa startowego było widać, że jest to raczej lotnisko typu „Radom”. Małe, puste z kilkoma przylotami – odlotami na dzień. Samolot zatrzymał się na płycie, kilkadziesiąt metrów od jajowatego budynku portu wśród zieleni, świeżej trawy i kwitnących mleczy. Autobusu oczekującego na pasażerów raczej nie mogliśmy się spodziewać. Pracownicy lotniska czym prędzej rozpoczęli wyładowywanie bagaży, jeszcze zanim wszyscy wygramolili się z samolotu, rozrzucając przy tym wszystko co nie było walizką, na płycie lotniska.
W środku obsługę można było policzyć na palcach dwóch rąk. Szybka odprawa w strefie Schengen dla Basi i nieco dłuższa dla mnie, głównie ze względu na długie włosy w dowodzie. Pani nie wierzyła, „ciepała” dowodem po blacie swojego biurka… sprawdzając czy jest prawdziwy?! O_o nie mam do dziś pojęcia, ale Basia miała niezły ubaw, zresztą pozostała obsługa też jakby bardziej czuła się rozbawiona niż zaniepokojona sytuacją.
Z lotniska przedostaliśmy się podmiejskim autobusem do centrum miasta. Najpierw kupiliśmy bilet na pociąg, sprawdzając przy okazji czy na pewno i o której odjeżdża. Mieliśmy do dyspozycji około sześciu godzin. To dużo, szczególnie że wszystko na co chcieliśmy popatrzyć znajdowało się blisko dworca. Mapka z informacji turystycznej, ułatwiła nam wybranie pozornie prostej trasy. Numerkami oznaczone zostały najciekawsze punkty w okolicy Starówki, a przed każdym z tych miejsc znajduje się taka oto ciekawa tablica informacyjna, której nie sposób ominąć. Że w Krakowie jeszcze na to nie wpadli.
CIEKAWE MIEJSCA W BRNIE
Katedra św. Piotra i Pawła. Świątynia wzniesiona na wzgórzu, otoczona dawnymi murami miejskimi, znacznie góruje nad miastem i samą Starówką. Jest to kościół gotycki, z dwiema szpiczastymi wieżami pochodzącymi z okresu przebudowy w XX wieku. Wewnątrz pięknie prezentuje się szczególnie prezbiterium z licznymi, kolorowymi witrażami oraz dwoma reprezentacyjnymi ambonami. Warto wejść do środka, szczególnie że po za Kaplicą Zwiastowania, kryptami oraz wieżą widokową, całość kościoła jest darmowa.
Zamek Spilberg. Do środka nie wchodziliśmy, ponieważ samo zwiedzanie zamku trwa około 3 godzin, ale wykorzystaliśmy podzamkowy park. Zajmując jedną z wielu wolnych ławeczek, mogliśmy podziwiać morze pomarańczowo-brązowych dachówek z kamienic Starego Miasta, przy kęsach smakowych kabanosów. Na zamek można wejść za darmo, tylko specjalnie zagospodarowane miejsca są odpłatne, jak np. Kazmaty – podziemny labirynt lochów więziennych.
Uniwersytet Masaryka. Leży u podnóża góry zamkowej, naprzeciw Akademii Muzycznej. Wtedy zauważyliśmy, że w mieście chyba jest jakieś święto studenckie na wzór polskich Juwenaliów. Tu przypomniały się Gliwickie „Igry” – pełne przebierańców i „jajcarzy”.
Kościoły Brna: św. Jana, św. Tomasza, św. Jakuba. Najbardziej atrakcyjny i wartościowy wydaje się być ten ostatni, do którego nie mogliśmy wejść, bo akurat pech chciał, że tego dnia kościół z powodu remontu był zamknięty. Kościół św. Jakuba to gotycka perełka Brna. Wewnątrz znajduje się między innymi mauzoleum Ludvika Reduita de Souches, głównego dowódcy wojsk i obrońcy miasta przed Szwedami podczas wojny trzydziestoletniej. Z kościołem, wiąże się też ciekawa historyjka berneńska o bezwstydnym ludziku:
„Mówi się, że zwierzchnicy parafii „na górze”, czyli na Petrovie, i „na dole”, czyli u św. Jakuba, nigdy za sobą nie przepadali. Dlatego, gdy i jedni, i drudzy postanowili wybudować w tym samym czasie kościoły, wszyscy czekali na rozwój wydarzeń. Petrov miał więcej pieniędzy, ale za to „u Jakuba” pracował wyśmienity mistrz kamieniarski – praca szła mu szybko i dobrze. Był lubiany przez mieszczan i współpracowników, miał też sławę wielkiego dowcipnisia. Podczas gdy na Petrovie budowa się opóźniała, u Jakuba szła sprawnie do przodu. Zaczęto żartować, że kościół u Jakuba będzie dawno gotowy, zanim cokolwiek się ruszy na Petrovie. Dlatego też ci „z góry” postanowili się pozbyć kamieniarza. Tak pociągnęli za sznurki, że mistrza z budowy odwołano i wydalono z miasta. Zanim jednak opuścił Brno, wyprosił możliwość wykończenia chociaż okna z południowej strony kościoła, na którym właśnie pracował. Budowniczy znalazł sposób, aby się w sposób żartobliwy zemścić. Na wykończonym oknie wszyscy zobaczyli małego ludzika, wypinającego goły tyłek w stronę Petrova”