Dziesięć nieprawdziwych informacji o Bukareszcie. Obalamy powielane mity!
Nie jeździmy „TAM” mieszkać, potrzebujemy jedynie noclegu, biletów na komunikację miejską, punktu informacji turystycznej i noclegu. Poruszamy się raczej między obiektami ciekawymi, historycznymi z charakterem, mówiącymi nam o kulturze i życiu mieszkańców. Jak to się mówi „wchodzimy i wychodzimy” – pozostają zdjęcia, wrażenia i sytuacje, na które nigdy nie można się przygotować, a które często zaskakują, nie zawsze pozytywnie ale często, po czasie uznajemy że bez nich to nie byłby zwykły wyjazd „do tam”.
Mowa o miejscach, które wybieramy na swoje punkty podróży, a które zawsze mają już jakąś wyrobioną o sobie opinię, przez ludzi którzy byli tam, czytali o tych miejscach, słyszeli z opowiadań znajomych. Pierwszy raz, bardzo krótko obalamy mity o miejscu w którym byliśmy. Na świeżo – Bukareszt.
Nr. 1
– W Bukareszcie nie ma atrakcji? Co tam można niby zwiedzić skoro wszystko zniszczyła komuna?
Tak też myśleliśmy. W końcu naczytaliśmy się wielu takich komentarzy przed wyjazdem, który był spontanicznym posunięciem na kilka dni przed urlopem. Przecież w planach były Bieszczady w Wschodnia Polska, a jednak wybraliśmy lot kombinowany do Bukaresztu z Warszawy i z powrotem przez Bergamo do Katowic. Gdyby nie Internet, to faktycznie z jeszcze większymi obawami lecielibyśmy do Państwa, w którym nigdy jeszcze nasza noga nie stanęła. Szukaliśmy przewodników i map w wszystkich możliwych punktach w Krakowie i się nie udało. Przewodniki o Rumunii zazwyczaj rezerwują kilka kartek z kilkuset na stolicę, pozostawiając miejsce na „ciekawsze” regiony kraju.
Tutaj > DZIESIĘĆ MIEJSC, KTÓRE WARTO ZOBACZYĆ W BUKARESZCIE
Lub
Tutaj > CERKWIE I KOŚCIOŁY W BUKARESZCIE. TE OBIEKTY MIAŁY SZCZĘŚCIE I NADAL ISTNIEJĄ
Nr. 2
– W Bukareszcie jest niebezpiecznie, strach wyjść na ulice w biały dzień!
Czy jest bezpiecznie? To pytanie towarzyszy nam przed każdym wyjazdem od kilku lat. Zawsze mamy takie jakieś „szczęście” trafić z noclegiem lub podczas spacerów do dzielnicy „szemranej” z dziwnymi typkami pod sypiącymi się kamienicami. Stąd też obawy są rzeczą normalną. Nikt z nas nie podróżuje, żeby nabawić się „tubylczego oklepu” czy zostać okradzionym. Oczywiście jeżeli nie musimy, nie zapuszczamy się w dzielnice, które mogą sugerować nadpobudliwe stosunki mieszkańców, interesują nas centra, stare części miast, które szczęśliwe zazwyczaj znajdują się w miejscach obleganych przez turystów – aczkolwiek w Bukareszcie turystów się szuka niż widuje
Mimo tych uprzedzeń i wiedzy z „Internetów” już pierwszego dnia okazało się że „to co było a nie jest nie wpisuje się w rejestr”. Na miejscu byliśmy już po zmroku. Od przystanku do miejsca, gdzie mieliśmy nocleg też nie było jakoś bardzo blisko, a Bukareszt na pierwszy rzut oka wydał się… inny, jedyne porównanie jakie przychodziło do głowy – Lwów? A więc jak dużym zdziwieniem były służby policji praktycznie co kilkadziesiąt metrów. Szliśmy jak z prywatną ochroną przedzierając się między tłumami aktywnych nocą mieszkańców stolicy. Ale już momentem kulminacyjnym, który rozwiał wszelkie obawy było spotkanie na praktycznie każdym, nawet niewielkim skrzyżowaniu posterunków policji. Takich niepozornych, budek trochę mniejszych od naszych kiosków Ruchu, w których na zmianę przesiadywali policjanci rumuńskiej policji. Wyposażeni w broń maszynową podobnie jak włoscy Carabinieri.
Także pod tym kątem spokojnie! Można iść w miasto
Nr. 3
– To jest stolica Państwa, a po chodnikach i w samym centrum biegają watahy groźnych psów. Baliśmy się, że nas pogryzą!
Szczerze? Niestety nie spotkaliśmy ani jednego L a plan był taki by faktycznie złapać taką zgraję rozwścieczonych psów w kadrze z zdenerwowanymi Cyganami w tle.
Może zjadły się nawzajem, albo wyginęły. Niestety nie znamy odpowiedzi na to pytanie…
Nr. 4
– W Bukareszcie mieszkają Cyganie, podobnie jak w Polsce co kilka metrów chcą od Ciebie pieniędzy!
Faktycznie też są, w końcu po części chyba stąd pochodzą, chociaż ta historia ich narodowości jest bardzo skomplikowana. Przy czym należało by sformatować sobie wyobrażenia o Cyganach, którzy podobnie jak w Polsce trzymają się swoich rewirów, dzielnic w których możliwie jest ich najwięcej. Po drugie skończmy z stereotypami! Nie każdy jest taki sam, nie każdy jest nachalny i nie każdy żyje tylko po to by jak najwięcej wyżebrać i odebrać z zasiłku. Sądzimy nawet że wielu mijało nas, a nawet tego nie zauważyliśmy – ponieważ pracują i wtapiają się w tłum jak każdy. Żaden również nie podszedł do nas by prosić O LEIa, może nie wyglądamy na zbyt majętnych 😛 nawet ci których spotkaliśmy pod jedną z Cerkwi w centrum miasta na schodach prawosławnego kościoła Coltea.
Jeżeli jednak naprawdę nie chcecie spotkać większych grup, wykreślcie z swojego przewodnika lub mapy dzielnicę Vladichii. Historyczną dzielnicę u podnóża wzniesienia na którym znajduje się katedra Patriarchalna, do której można podejść od innej strony oczywiście
Nr. 5
– Bukareszt jest na pół dnia i to i tak za dużo. Szkoda czasu na to miasto.
Co kto woli. Wjechać do tak bardzo zatłoczonego i zakorkowanego miasta na pół dnia to… no no niezły wyczyn i akt desperacji Dzisiejszy Bukareszt ma wszystko czego wymaga każdy rodzaj podróżnika. Są atrakcje (o nich już pisaliśmy, a linki są powyżej), są zabytki sprzed czasów Wojen Światowych, jest nowoczesna architektura jak i obiekty projektowane przez fanatyków. Są restauracje, puby, bary, kawiarnie – gdzie można i dobrze zjeść i napić się dobrej kawy, oczywiście są też „Maki”. Są rozległe parki i sztuczne jeziora w samym centrum miasta, których można szczerze pozazdrościć. Jest i ZOO w sam raz na wyprawę z dziećmi jak i unikatowa kolekcja zabytkowych samochodów Tiriac Collection – to dla większych dzieci.
Nr. 6
– Cywilizacja tu jeszcze nie dotarła. Sklepy i restauracje rodem z komuny, wszędzie śmierdzi, a jedzenie… szkoda gadać.
Z gustami kulinarnymi ciężko dyskutować. Ilu ludzi tyle opinii, ale z całym szacunkiem byliśmy już w wielu miejscach, kilkunastu stolicach państw i nie zobaczyliśmy różnicy. A starówka? Standardowo punktów gastronomicznych tak samo dużo jak banków. Szczególnie polecamy magiczne miejsce jakby wyjęte z Wiednia, Londynu i Paryża na raz czyli … Komuna to cecha rozpoznawalna w mieście, która bardzo dobrze się skontrastowała z style brynkowiańskim i nowoczesnymi korporacjami i wcale to jakoś nie śmierdzi.
Nr. 7
– Nie mają nawet starówki czy deptaku. Tylko ruchliwe ulice bez jakiegokolwiek ładu. Wychodzisz z hotelu i nie wiesz gdzie iść
Jeżeli szukacie starówki, znajdźcie hotel, hostel czy inne AirBnB w pobliżu dzielnicy Lipscani – czyli historycznej części miasta, gdzie starówka wypełnia 70% terenów tej dzielnicy. Może nie jest tak urokliwa jak krakowska, poznańska czy wrocławska ale ma swój charakter. I co najważniejsze, a co irytujące w innych miastach Europy – idąc uliczkami wyłożonymi „kocimi łbami” nie musicie używać rąk do odpychania innych osób w około. Ich tam nie ma, a stare miasto mimo iż znajduje się na mapie atrakcji turystycznej nie jest oblegane, a więc całkiem kameralnie zaliczycie kilka kółek między kolorowymi kamienicami.
Nr. 8
– Byliśmy w Bukareszcie przez dwa dni, w przerwie między lotami. Chcieliśmy coś zobaczyć, ale brakowało biura informacji turystycznej, map – zostaliśmy w hotelu.
Też tak myśleliśmy, że raczej biura tu nie spotkamy, a liczyliśmy spotkać pierwsze na lotnisku i zdobyć jakąkolwiek mapę. Niestety w porcie lotniczym po wyjściu z samolotu nawet nie traćcie czasu na szukanie kiosku z mapą czy informacji turystycznej. Udajcie się od razu na dworzec przed lotniskiem. Spacerując drugiego dnia natrafiliśmy na skumulowane tego typu punkty praktycznie w jednym miejscu. Wszystkie w niedalekiej odległości od Placu Rewolucji. A w środku miłe, młode Panie mówiące dobrze w języku angielskim, które wręczą Wam mapę, zakreślą gdzie jesteście i ewentualnie gdzie możecie się udać, ale… Ale to tu właśnie przekonaliśmy się o ich braku wprawy w temacie promocji swojego własnego miasta. „Tu jesteśmy, tu jest stare miasto, tu PARLAMENT, no a tu reszta – musicie sami zdecydować co chcecie zobaczyć” 😀
Nr. 9
– Mają tam tak ogromne parki, a nie można do nich nawet wejść. Powinni zlikwidować ławki, na których przesiadują menele i niebezpieczne typy.
Oooooo tak! Zazdrościmy tych parków, nawet z widoku satelity robią kozackie wrażenie. Płuca to oni mają. I parkami właściwie jako miasto nadrabiają brak okolicznych wzgórz które otaczają większość stolic Europy jak w Budapeszcie, Pradze, Rzymie czy Wiedniu. Parki są różne, od takich zwykłych dla dzieci z placami zabaw, którym nasze place nawet do pięt nie dorastają jak i parki z alejkami, do spacerów, jazdy na rolkach i na rowerze, parki tematyczne (np. park Chiński z egzotycznymi drzewami, sztucznymi strumykami i tymi typowymi dla kultury Chin mostkami – nie byliśmy jeszcze, więc wrażenia raczej z filmów 😛), po parki, w których za kilkanaście LEI można wypożyczyć łódkę, kajak, rowerek wodny i popłynąć do innej części miasta.
Same zalewy są większe niż krakowskie Błonia (Błonia – tak bardzo nie zagospodarowane przez miasto temat na inne rozważania, gdzie mógłby powstać krakowski Central Park
). I jak wiemy myśląc stereotypami też wniosek nasuwał się jeden od samego początku; PARK = NIEBEZPIECZEŃSTWO. No, co Wy! Chyba trzeba mieć ogromnego pecha żeby na tak dużym obszarze trafić na nieprzyjemniaczków. Kilkoro wylegiwało się na trawiastej plaży, ale byli nieszkodliwi – nikt nie zwracał na nich uwagi podobnie jak oni na przechodniów więc również i ten mit kończymy wynikiem 1:0 dla faktów!
Nr. 10
– Komunikacja jak na stolicę państwa jest tragiczna, przystanki nie oznaczone, a te które udało nam się znaleźć nie mają rozkładów jazdy.
W stolicy Rumuni jest: komunikacja autobusowa, tramwajowa, trolejbusowa oraz metro, prywatne taksówki i Uber.
Komunikacja autobusowa, tramwajowa i trolejbusowa jest w pewnych częściach miasta rozwinięta aż za bardzo, a w dzielnicach mieszkalnych (do jednej jakoś trafiliśmy na chwilę) mniej, jednak tam gdzie potrzeba turyście przedostać się z punktu A do B w centrum Bukaresztu, nie wierzymy że mógł ktoś mieć z tym problem. Co do metra, taksówek i Ubera, ostatecznie nie skorzystaliśmy ani razu, nie było takiej potrzeby. Ale jest istnieje, ma się dobrze i jeżeli nie przepadacie za tłokiem i korkami to nie ma lepszego rozwiązania niż krecie tunele. Przez te kilka dni pobytu już nawet nauczyliśmy się jakiej numeracji autobusy jadą w którym konkretnym kierunku z Piata Romana, placem który to uznajemy za najlepszy punkt noclegowy, z bardzo dobrze rozwiniętą komunikacją z dostępem do marketów i restauracji, a także leżącym w strategicznym miejscu łączącym centrum z lotniskiem i starym miastem. Przystanki faktycznie brakuje na nich tablic z rozkładami, ale nie zgadzamy się z pomówieniami o braku oznaczenia. Na każdym przystanku znajdują się wyraźne tabliczki mówiące o tym jaka linia kursuje. Skąd więc wziąć rozkład? Z telefonu. Aplikacji dla Bukaresztu jest od groma, gdzie znajdziecie dokładne mapy, rozkłady jazdy wszystkich dostępnych środków komunikacji i propozycje ciekawych miejsc. Chociaż ostatecznie my korzystamy zawsze z Nokia Here!
Czy teraz macie jakieś „ale” do Bukaresztu? Nadal uważacie, że strach jechać do dalekich sąsiadów z południa? A może lepiej wybrać Bieszczady? (Pewnie, że lepiej – bo nasze, ale do Bukaresztu też nie zaszkodzi raz w życiu pojechać)