Magiczne miasta Włoch, do zobaczenia po otwarciu granic
Prędzej czy później wrócimy do normalności. Tzn chodzi mi głównie o normalność turystyczną. Wrócimy do swoich przyzwyczajeń i marzeń. Co prawda już zawsze będzie nam towarzyszyć obawa, inne spojrzenie na świat, na mijających nas przechodniów, będziemy bardziej ostrożni, ale i tak wrócimy do tego co nas napędza. Do odbywania podróży małych i dużych, bliskich i dalekich, żeby nie stracić tego co oferuje nasz wielki świat.
Jeżeli więc nasze ukochane Włochy ponownie i bezpiecznie otworzą się na nas, turystów i podróżników to jaki kierunek wybierzemy? Sami aktualnie nie wiemy, ale kiedy myśli się Włochy to zazwyczaj wszystkie te myśli prowadzą do Rzymu, a jednak jest wiele urokliwych i wciągających miast i miasteczek od północy po południe, rozsianych po całym bucie. Więc najczęściej wybierany Rzym nie musi być pierwszym wyborem.
I. BASSANO DEL GRAPPA
Stolica przepysznej grappy i produkcji ceramiki, perełka Prowincji Vicenza. Mimo, że w świecie jest to miejsce bardzo rozpoznawalne, z historią sięgającą końca pierwszego tysiąclecia, dla turystycznych wyjadaczy Bassano praktycznie nie istnieje. Jedno z największych miast regionu, położone u podnóża Monte Grappa, z charakterystycznym Ponte degli Alpinii – drewnianym mostem nieco przypominającym Ponte Vecchio z Florencji, to wizytówka którą oddziela godzina jazdy samochodem od Wenecji. Oprócz prężnie rozwijającej się gospodarki przemysłowej oraz angażującej działalności kulturalnej, miasto posiada wspaniałe tradycje kulinarne opierające się na hodowli dorszy, uprawie szparagów i produkcji grappy. Trunki alkoholowe powstają na bazie pestek i wytłoków z winogron – czyli najzwyczajniej w świecie w Północnych Włoszech nic się nie marnuje.
A w okolicy? Średniowieczne, uśpione miasto za murami Castelfracno Vento oraz Marostica, miasto żywych szachów. To tam raz na kilka lat odbywają się zawody szachowe na ogromnej szachownicy, w których biorą udział mieszkańcy i aktorzy, będący pionkami w grze.
II. BERGAMO
Kto nas śledzi i czyta, wie że miasto-tranzyt polecamy wszem i wobec i nie zawahamy się przed stwierdzeniem, że jest to lepszy wybór niż Mediolan. Z doskonale umiejscowionym starym miastem Citta Alta. Bogactwo historyczne jest tak duże, że starczyło by na kilka mniejszych miasteczek. Citta Alta to miasto zabytek, w mieście. Co ciekawe, na sam szczyt można dojechać z lotniska Orio al Serio z jedną przesiadką w ciągu kilkunastu minut. Założone przez Celtów w IV wieku przed naszą erą. Trzysta lat później przejęte przez Rzymian i przemianowane z Bergheim na Bergomum. W czasach panowania Longobardów było stolicą księstwa, a później przechodziło „z rąk do rąk”. W XVI wieku podczas panowania Republiki Weneckiej w otoczeniu miasta powstały mury obronne, które po dziś dzień są znakiem rozpoznawczym górnego miasta Bergamo. Przetrwały niemal w całości, rewolucje i wojny. Spacerując wzdłuż murów, można śmiało o własnych siłach przespacerować się na samą górę, lub wybrać trasę wygodną, kolejką Funicolare z niesamowitymi widokami na panoramę miasta. Bogactwo przeszłości widoczne jest w scenerii miejskiej na każdym kroku, więc opcja piesza jest jak najbardziej wskazana.
A w okolicy? Dwa malowniczo położone jeziora Como, którego tło wykorzystywano w nie jednym, wielkoformatowym filmie oraz, mniejsze d’Iseo z wyspą Monte Isola, pełną miasteczek zatrzymanych w czasie.
III. TURYN
Piemont i okolice. Specyficzny region i nieco trudniej dostępny dla podróżnych, którzy niechętnie korzystają z opcji samochodowej. Do Turynu dojedziemy linią FlixBusa bezpośrednio z Mediolanu lub Bergamo. Przejazd trwa kilka godzin więc nie jest tak źle. Turyn to bardzo duże miasto, w którym muzea siali jak nasi rolnicy rzepak. Właściwie chcąc odwiedzić każde z nich, miesiąca wytrwałym nie starczy. Lecz jest kilka, których nie powinno się ignorować. Podczas krótkiego pobytu w mieście motoryzacji i aromatycznej, zresztą naszym zdaniem „najlepszej” kawy na świecie – Lavazzy, odwiedziliśmy kilka takich miejsc ale te dwa gorąco polecamy. Mowa o wizycie w najbardziej rozpoznawalnym budynku Turynu, Mole Antonella, w którym mieści się fenomenalne muzeum kinematografii, wyposażone w oryginalne artefakty z filmów kojarzonych chyba przez każdego. Drugie muzeum, które wbija w podłogę. Muzeum Egipskie w Turynie uważa się za najstarszy tego typu obiekt na świecie, ponieważ pierwsze eksponaty spływały do włodarzy budujących historię turyńskiego muzeum, ponad 200 lat temu. Obecnie ponad 31 tys. okazów pochodzących z różnych epok blisko 4800 lat, uważa się za równie cenne jak te zebrane w Kairze. Nie bez powodu egiptolog Jean Francois Champollion powiedział: „Droga do Memfis i Teb wiedzie przez Turyn”.
A w okolicy? Jeszcze w granicach miasta, położona na szczycie góry Basilica di Superga, z której rozpościera się widok na Turyn, a przy dobrych warunkach pogodowych na Alpejskie szczyty. Z Turynu na wiele sposobów można się dostać na Mount Blanc, zdobywając swój cztero-tysięcznik.
IV. PADWA
Miasto studenckie, taki mikro Kraków. Dobrze położone, bo blisko cudownej Wenecji, niedaleko lotniska w Treviso, no i do Werony też rzut kamieniem. Historia Padwy jest i ciekawa i zawiła i taka legendarna po trochu. Przypuszcza się bądź są jakieś potwierdzenia, że miasto założył doradca króla Priama w czasach oblężenia miasta. Jakie pod rządami niejakiego króla Priama było oblężone? Troja oczywiście! Doradcą był Antenor, którego grecy po zdobyciu miasta oszczędzili. W czasach rzymskich miasto pod nazwą Patavium szybo się rozwijało sąsiadując z najważniejszymi drogami handlowymi. Częste ataki z strony Hunów w V wieku, przymusiły mieszkańców do ucieczki w spokojniejsze i strategicznie bezpieczniejsze miejsca. Według większości historyków to właśnie mieszkańcy Padwy schronili się na dzikich ostępach laguny zakładając tym samym znaną nam dzisiaj Wenecję. Tą samą, która kilkaset lat później zawłaszczyła sobie Padwę. Najciekawsze punkty miasta to bazylika św. Antoniego oraz znajdujący się w samym centrum miasta plac Prato della Valle z kilkudziesięcioma posągami wybitnych postaci. Miasto żyje na okrągło, bo życie tu panuje studenckie! A, że to właśnie w czasach studenckich najciekawsze pomysły do głowy przychodzą to… Ciekawostką jest, że popularny dziś na cały świat, alkoholowy trunek Aperol został „wynaleziony” właśnie w Padwie. Przypadek?!
A w okolicy? Werona oczywiście z słynnym balkonem Julii. Można też poszukać Romea, ale jak nie macie za wiele czasu lepiej skoczyć do Wenecji.
V. BOLONIA
Miasto dobre na każdą porę roku, ba nawet na każdą aurę. No bo czy słońce czy deszcz Bolonię zwiedzać chcesz. Z rysu historycznego miasta, wynika że została założona jako osada przez Etrusków lub Umbrów jako Felsina. Później zajęta przez Bojów – odłam plemion celtyckich. Ale że ci zbratali się z Hannibalem i pomogli mu w najważniejszych bitwach, jednak klęska Kartaginy to i klęską sprzymierzeńców. Na początku Rzymska kolonia Bononia, a następnie strategiczne miasto na drodze Via Flaminia minor, uważane za jedno z najbogatszych i drugie pod względem wielkości miasto ówczesnej Italii. Do Bolonii jedzie się na chwilę, ale dla kilku mocniejszych przeżyć. Po pierwsze wieża Asinelli. Kiedy spoglądaliśmy na nią z ziemi, nie sądziliśmy, że wpadniemy na pomysł wejścia do góry. A jednak! I nie jest to zwykłe wejście, bo schody, w większości drewniane, jak to mawiała babcia „dość ladace”, skrzypiały przy każdym kroku, a do tego dla frajdy odchylały się do wewnątrz, nie do ściany. Z góry zaś widoki zapierające dech w wiadomym miejscu. Na Piazza Maggiore, na bazylikę San Petronio, na Via Guglielmo Marconi i dalej, i dalej i koniec bo było pochmurno i lało. Ale skoro w Bolonii leje, to można ją zwiedzać w najlepsze, bo to jedno z tych miast, które posiada siatkę połączonych z sobą arkad. Idąc pod betonowymi kopułami, mijając butki, kawiarnie, restauracje spokojnie można przespacerować większą cześć historycznego miasta.
VI. WENECJA
Sytuacja, w której zamyka się dostęp do tego co uwielbiamy jest tak trudna do wytłumaczenia, te emocje są nijakie, niemrawe. Ile czasu będzie potrzebowało to przepiękne miasto na wodzie, żeby znowu normalnie funkcjonować. W tym roku wenecjanie dostali w sumie dwa mocne strzały z ciężkiego kalibru. Najpierw nieustające deszcze zalewające miasto wszędzie, na poziomie którego wcześniej nie spotkano, a później wirus i który zwiększył straty bo zabrał to z czego większość mieszkańców Wenecji żyje – zabrał turystykę. I chociaż odwiedzając miasto preferujemy zwiedzanie z dala od ludzi, od tłumów, z dala od głównych „szlaków” miejskich, to i tak śmiało można stwierdzić, że Wenecja z swoją oryginalną architekturą, z skarbami historii wypływającymi zza każdego rogu, z magią kanałów i gondolierów jest jednym z najpiękniejszych miast Italii, jak nie Europy. I pisze to ten, który tak bardzo miast nie lubi. O Wenecji pisać w jednym akapicie, po prostu nie wypada. Ale jak już wszystko wróci do normy to wpiszcie ją do swoich kalendarzy, w najbliższym możliwym terminie!
Jak nie Wenecja, to Treviso. Ale to miasteczko można zwiedzić po przylocie na tamtejszy port lotniczy. Więc wspomniane już Bassano lub Padwa.
VII. FLORENCJA
Być w Włoszech i nie postawić stopy w Florencji tak jakby wcale do Włoch nie dojechać. Bo to jest wizytówka, sama z siebie. Historyczne centrum miasta w całości wpisano na listy światowego dziedzictwa UNESCO. Bo jak wpisać wybrane jego części, skoro to właśnie tu rodził się renesans, to tu ród Medyceuszy stworzył potęgę przed którą drżały inne, mniej zamożne regiony. Medyceusze, ród kupców i bankierów zarządzał Florencją od 1434 roku. W tym czasie zgromadzono ogromne zbiory dzieł sztuki, postawiono wspaniałe i tajemnicze budowle, które mimo że znane za każdym razem odkrywamy na nowo. Warto też odwiedzić Florencję ze względu na jej klimat w okolicach rzeki Arno. To wzdłuż tej, często wylewającej nitki wody, kręci się całe życie mieszkańców miasta. Warto więc spróbować być przez kilka chwil florentczykami, kupić wino, kawałek pizzy, świeże owoce, a może jakiś ser w ukrytym sklepiku, i zasiąść na prawym brzegu Arno z widokiem na Ponte Vecchio – most złotników. A może z Piazzale Michelangelo z widokiem na panoramę Florencji i Fiesole, połyskujące w promieniach zachodzącego słońca. Ciekawym rozwiązaniem przed wycieczką po labiryncie ulic jest zapoznanie się z serialem Canal+ „Medyceusze. Władcy Florencji”. Choć fabuła nieco ucieka od pardwy historycznej, wszyscy bohaterowie pojawiający się w ekranizacji, faktycznie żyli i tworzyli dzisiejsze miasto…
A co w okolicy? Koniecznie Fiesole. To w końcu Toskania to miasteczek i kadrów z niejednego filmu można by wymieniać i wymieniać, ale w okolicy Florencji, właściwie w jej granicach – Fiesole. Nikt się nie zawiedzie!
VIII. ALBEROBELLO
Duzy przeskok. O jakieś 750km do Apulii. Ale od razu do takiego miejsca, jedynego w swoim rodzaju. Bajka wyrysowana w kamieniu. Nasz europejski Hobitton. To może trochę przesada, ale i tak ładnie tu. Wydaje się, że te niespotykane nigdzie indziej na świecie budynki, dosłownie mieszkalne, są głównym motorem napędowym dla ruchu turystycznego w jednej z spokojniejszych części Włoch. I nic dziwnego. One naprawdę urzekają. Interesujące, bielone, stożkowo zadaszone, wapienne konstrukcje rozsypane po całej Apulii niczym grzyby na wysuszonej łące pod gołym niebem, są ikoną regionu. Najwięcej zyskało właśnie Alberobello, w którym do dziś zachowało się ponad 1200 takich domów, częściowo użytkowanych przez mieszkańców. Według UNESCO w 1996 roku miasto zasłużyło by zapisać się w kartach światowego dziedzictwa, właśnie dzięki najbardziej rozpoznawalnej wizytówce – niewielkim domkiem trullo. Przy budowie trulli, mieszkańcy korzystali głównie z tego co znajdywali w swoim otoczeniu. Głównym budulcem stał się wapień, lekki, łatwy w obróbce i wygodny do transportu. Kolejny przykład na to, że kiedyś bieda zmuszała ludzi do bycia bardziej pomysłowym by przetrwać. A dziś ich patent, przynosi horrendalne zyski ściągając turystów z całego świata. Dzięki przyjaznemu nastawieniu mieszkańców, Alberobello aż chce się odwiedzać. To jest coraz rzadsze szczególnie gdy ci zorientują się jak intratnym biznesem jest turystyka. I nie można ich oczywiście winić, lecz zdarzają się miejsca, w których natarczywość, zachęta do zakupu czegokolwiek jest tak uciążliwa, że miejsce traci w oczach. Nie w Alberobello, najpiękniejszym miasteczku Trulli w Apulii.
A co w okolicy? Hmm… Ostuni, Putignano, Monopoli itd, itd. To w końcu Puglia, tu nie ma pustych przejazdów.
IX. GRAVINA
A jej pełne imie to Gravina In Puglia. Bo nadal jesteśmy w rejonie Morza Adriatyckiego, ale zmierzamy do Matery. Gravina – miasto skała, na której ludzie od tysięcy lat budowali swoją historię. Miasto hipnotyzuje, choć nie jest zbyt duże. Porywają widoki na wiszące nad przepaścią miasto, bo te są ogromne! Widoki, które po cichu uznaliśmy jednymi z najwspanialszych w całej Apulii. Osobiście, Gravina dla mnie wygrała nieoficjalny konkurs na najładniejsze kadry w regionie. Nawet Alberobello, czy właśnie wspomniana Matera, czy polecane Ostuni, nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak właśnie Gravina. Cały region jest znany z organizacji wielkich wydarzeń związanych z Wielkanocą, ale to właśnie warunki panujące w Gravinie wydają się być doskonałe do realizacji przedsięwzięcia. Mistyczna sprawa! Passio Christi to wydarzenie o charakterze kulturowo religijnym, które w Gravinie odbywa się już od sześciu lat. Pomysł i stworzenie niezwykłej ceremonii na tle historycznego miasta to inicjatywa parafian z Sanktuarium Madonny della Grazie. Żywa reprodukcja męki Chrystusa począwszy od ostatniej wieczerzy aż po ukrzyżowanie to najsłynniejsza historia świata. W tym niesamowitym wydarzeniu bierze udział ponad 150 mieszkańców i aktorów starannie przygotowanych i ubranych, w odpowiednie do tamtego okresu stroje. Realizacja pasji stanowi pomost między religiami, to w znacznej mierze okres kulturowego i krajobrazowego wzmocnienia starożytnej części Graviny, która nie bez powodu przyjezdni doceniają w oka mgnieniu. Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazje pojawić się w okresie Świąt Wielkanocnych w Apulii, koniecznie bądźcie świadkami takiego wydarzenia! W Gravinie kręcono też kilka mrożących krew w żyłach scen, kaskaderskich do najnowszej odsłony Bonda.
X. TAORMINA
Ostatnia w zestawieniu, diament i ukoronowanie naszych podróży po Włoszech. Najbardziej wysunięta na południe, górska mieścina, choć położna nad morzem, w której spędziliśmy choć jedną noc (pomijając więc Katanie, jako miasto tranzytowe). Na zatłoczonej Sycylii, a jednak wolna od fal turystów (w wybranych okresach). Pełna typowych, sycylijskich uliczek, wąskich przesmyków, niewielkich kościółków i tych panoram… Na morze, na zamek, na amfiteatr no i na królową wyspy – buchającą od czasu do czasu Etnę. Wyspa zaspokaja potrzeby praktycznie każdego turysty, a Taormina daje jeszcze więcej – spokój. Ale pod warunkiem, że wybieracie się tam między listopadem a marcem. O temperaturę nie ma się co martwić w tym okresie, nadal jest gorąco – w sam raz na spacery. A na te warto zabrać do plecaka czteropak butelek crodino i kilka ryżowych arancini. Niezwykłym przeżyciem jest najpierw wizyta w amfiteatrze greckim, ruinach całego kompleksu, z widokiem na Etnę i nadmorski krajobraz. Pierwszy raz użyję tu tej formy – SZTOSOWA MIEJSCÓWKA! A kolejnym w spektakularnym i godnym polecenia miejscem jest Castelmola. Jeszcze wyżej położona nad Taorminą, miejscowość z widokiem na wszystko to, z czego i tak już był dobry widok wszędzie. Wjazd busem do Castelmoli tylko dla ludzi o mocnych nerwach…
Subiektywny wybór jak i opinie. Właściwie wyszło dziesięć, choć ta liczba nie była celem. Sądzę, że w zestawieniu znaleźć by się mogło o wiele więcej miast i miasteczek, widoków i maleńkich odludnych punktów, które dla jednych są bezkonkurencyjne, a dla innych ciekawe, ale to tyle. Włochy, są podobne do Polski. Obydwa te kraje są tak piękne, że nikomu nie staczy życia by zobaczyć w całości je w całości…