Kalendarium podróży roku 2015. Zobaczyliśmy naprawdę wiele – podsumowanie
Pierwszy dzień nowego roku 2016. Teraz możemy ze spokojem podsumować miniony rok, pełen wyjazdów, podróży długich i krótkich, jednodniowych wypadów za miasto i weekendowych tripów. A było tego dużo więcej niż w roku 2014. Co za nami to nasze co przed nami tego jeszcze nikt nie wie, ale planów jest przynajmniej kilka Przemierzając linię czasu według kalendarza, styczeń i luty to był podróżniczy czas posuchy – można nawet stwierdzić że zasiedzieliśmy się w tym Krakowie, ale może to i dobrze, może to był czas na ładowanie baterii na nadchodzący, pełen niespodzianek rok.
MARZEC
To w sumie trzy skromne wypady weekendowe – bo zimno! Pierwszy do niedalekiego Tarnowa. Miasta kolorowych kamienic i pięknej starówki, o tym mieście już pisaliśmy > TU. Kolejne miejsca to jeszcze bliżej położone Niepołomice i Dębno z niestety zamkniętym dla nas pałacem, ale tam jeszcze wrócimy może nawet w tym sezonie. Ostatnim marcowym podbojem był również zamknięty, ale w pełni okrążony i zarejestrowany przez nasze aparaty Zamek Tenczyn. A wszystkie te miejsca zbierane są do naszego małego projektu #Krakowskiprzedsionek.
KWIECIEŃ
To miał być jeden spontaniczny wyjazd wraz z bratem Basi, Grześkiem, tylko w jednym konkretnym celu! Czyli Zamek Krzyżtopór. Położony w miejscowości Ujazd w Województwie Świętokrzyskim jest jedną z największych i najładniejszych ruin polskich zamków. Wszystko pięknie ładnie tylko czemu tam tak wiało?! (kieleckie) Okazało się jednak, że sam zamek to dla nas za mało, a Mateusz musiał zobaczyć bizony, skoro internety „mówiły”, że są tak bardzo blisko. I w tym też celu udaliśmy się do pięknego Pałacu w Kurozwękach. Przy pałacu można pospacerować po mini ZOO z lamami, osiołkami i innymi zwierzętami domowymi, oraz ogromne stado, ponad 80ciu bizonów. Niesamowite wrażenie, szczególnie kiedy stado liczy aż tyle osobników i można je wszystkie zobaczyć naprawdę z bardzo bliska. W drodze powrotnej pojawiła się miejscowość, której nie szukaliśmy więc śmiało możemy wpisać do koszyka „Różne po drodze”. A mianowicie bardzo dobrze zachowane warowne miasto Szydłów. Z murami obronnymi, starówką której w sumie wiele brakuje do tej chociażby z Sandomierza czy Tarnowa, zamkiem i dziedzińcem, synagogą i ruinami kościoła św. Ducha, ale o tym innym razem.
MAJ
Tak więc początek kwietnia to był dla nas taki motor napędowy do podejmowania kolejnych decyzji, a te były coraz to bardziej zwariowane. To właśnie z końcem kwietnia, ale przypisuję do maja wybraliśmy się na nasz pierwszy bardzo rozwinięty Eurotrip. Basi marzyło się zawsze zobaczenie kilku miast Europy na raz. Mi nie koniecznie, no ale trzeba było odpuścić, szczególnie, że w 2014 roku nie udało nam się skorzystać z „podróży poślubnej” z prawdziwego zdarzenia, dlatego też to było dobre rozwiązanie „wilk syty i owca cała”. Cóż to był ten Eurotrip?
Zdecydowaliśmy kilka tygodni wcześniej, że będziemy skakać po miastach europejskich na tyle na ile pozwolą nam na to połączenia i w miarę tanie noclegi. I takim też sposobem nasza ośmiodniowa wyprawa rozpoczęła się oczywiście przejazdem z Krakowa do Katowic. Stamtąd odlecieliśmy do Dortmundu. Szczęśliwie w mieście tym skorzystaliśmy z uprzejmości znajomych i nocleg w doborowym towarzystwie był za free! Dzięki Sandra i Artur! To była sobota, w niedzielę popołudniu wylecieliśmy do Rygi, stolicy Łotwy. Tam zabawiliśmy kolejny dzień, w sumie pół niedzieli i większe pół poniedziałku. Z nadbałtyckiej stolicy, przelecieliśmy wieczorem prosto do miasta Beatlesów, czyli do Liverpoolu. Zimne to miasto jest strasznie, ale daliśmy radę, chociaż ból nóg był już odczuwalny bardzo, po tych kilku dniach pieszych wędrówek.
Następnego dnia jeśli dobrze liczę, wtorek, późną nocą złapaliśmy autobus nocny z Liverpoolu przez Manchester do Londynu i tak w środę około 7 rano wyszliśmy na ulicę miasta Harrego Pottera i Sherlocka Holmesa. Do południa standardowo jak to w Anglii z deszczem do towarzystwa, po południ z promieniami rozgrzewającego słońca. Też tu zdarzyła nam się przecudna pierwsza wpadka podróżnicza, ale o tym przy innej okazji. Z Londynu przetransportowaliśmy się jeszcze tego samego dnia do Luton by spokojnie zdążyć rano na samolot do Brna w Czechach. Na to miasto mieliśmy zaplanowane około sześciu godzin i jak najbardziej wystarczyło. Pociągiem dostaliśmy siędo naszego ostatniego punktu podróży – czyli do Pragi. Tu już spędziliśmy kilka dni, tzn prawie trzy Cztery państwa, sześć miast, cztery przeloty, dwa przejazdy dalekobieżne autobusami i jeden pociągiem – czeskim pendolino. Zacnie i męcząco, ale warto było.
LIPIEC
Czerwiec oczywiście czasem odpoczynku do bólu. Ale lipiec już taki być nie mógł i nie był. Ten miesiąc podzieliliśmy na „MEGA” i „O W MORDĘ!”. Mega – to oczywiście pierwsza część miesiąca i wspólny, rodzinny, blogowy jak się teraz okazuje wyjazd na weekend do Zamku w Mosznej z Anią i Marcinem wiadomo skąd (Gdziewyjechac.pl) oraz Moniką (Nowaki, wszędzie Nowaki). Noc na zamku? Życzymy tego wszystkim, szczególnie że tam się akurat opłaca! Drugą częścią weekendu były Góry Opawskie, z których pamiętamy, że jak to fajnie ze są w górach schroniska
Druga połowa lipca to jeszcze większy spontan. Dosłownie. Przytoczyć mogę nawet część rozmowy:
Basia: dostałam dwa dni urlopu, piątek i poniedziałek, co robimy?
Mateusz: ale ja nie mam wtedy urlopu. Nic nie robimy
Basia: bez sensu, jak zwykle! („jak zwykle” – to dopiero ironia)
Mateusz: mmm… no dobra to jedźmy nad Balaton
Basia: to jedziemy!
Oczywiście załapaliśmy temat momentalnie, obliczyliśmy koszty przejazdu samochodem i wyszło… za drogo. No ale nic straconego, udać się musiało. Postarałem się o urlop dla siebie. Następnie jeden telefon, do prze fantastycznych Tomka i Klaudii. Z chęcią się zgodzili wziąć udział w mikro-wakacjach, i tak też półtorej tygodnia później jechaliśmy przez Słowację, 30 na godzinę do Szantód i Tihany naszych dwóch głównych celów na Węgierskiej ziemi. Cztery niecałe dni odpoczynku i w drodze powrotnej jeszcze piękny Budapeszt, dla nas po raz drugi już, a prawdopodobnie w tym roku będzie jeszcze trzeci.
SIERPIEŃ
To kontynuacja wyjazdów z Motylami. Weekendowo Dolina Popradu, Stary Sącz, Muszyna, Wierchomla, Krynica, Piwniczna i Rytro – nasze tereny. Oraz w pełni wypoczynkowo – jeden dzień w Tatralandii na Słowacji. Raj dla osób szukających szalonej rozrywki z zjeżdżalniami do wody w roli głównej.
PAŹDZIERNIK
Każdy weekend w trasie. W tym miesiącu udało nam się zrealizować większość z projektu do #Krakowskiegoprzedsionka: Sucha Beskidzka, Maków Podhalański, Paszkówka, Polanka Hallerów, Lanckorona, Stryszów, Świnna Poręba, Zakrzów, Dobczyce, oraz bonusowo sama Basia w Tarnowskich Górach.
LISTOPAD
Smętny to miesiąc strasznie był dla nas, ani to zima ani to jesień, do tego jeszcze brak grzybów w lasach. Na poprawę samopoczucia wybraliśmy się do niedalekiej Puszczy Niepołomickiej w poszukiwaniu Polskiej Złotej Jesieni.
GRUDZIEŃ
Jak to na 2015 rok przystało każdy wyjazd za granicę był wyjazdem całkiem spontanicznym, którego nie planowaliśmy w żadnym razie dużo wcześniej. Z początkiem grudnia kiedy nasza strona dopiero wchodziła „na rynek” i powoli zabieraliśmy się do podsumowania tego roku, nagle pojawił się miły mail od Wizzair z super promocjami o obniżkami cen za przeloty dla posiadaczy kart tego przewoźnika. I stało się, kupiliśmy bilety do Bolonii za mniej niż 100zł za naszą dwójkę. Bolonia została jednak szybko porzucona jako jedyny cel naszego grudniowego last minute, więc kupiliśmy po raz kolejny w bardzo atrakcyjnej cenie bilet na pociąg z Bolonii do Florencji, a w trakcie wyjazdu okazało się, że pojedziemy jeszcze do Pizy (po raz kolejny). I tak w ciągu trzech dni znowu zrealizowaliśmy mini Eurotrip, może bardziej Italiatrip.
Nie możemy narzekać, na prawdę ten rok był zdecydowanie najlepszy pod względem ilości wizyt w różnych miejscach, ale czy pod względem jakości też? Myślę, że nasz sposób podróżowania nie wyklucza możliwości zobaczenia i „poczucia” klimatu miasta, czy regionu w którym się znajdujemy. Krótko ale aktywnie! To nasz sposób na podróże.
A co w tym roku? Na razie skromnie tylko w planach (tak na zmianę w jednym roku planujemy w drugim spontan) Budapeszt po raz kolejny – miasto magiczne, powie każdy kto był, przyciąga do siebie ludzi z całego świata. Lwów na weekend, Singen oraz okolice z Jeziorem Bodeńskim i Konstanz w Niemczech. A jakby się jeszcze udało Oslo, Bergamo z Mediolanem, Turyn i Rzym, oraz Paryż – bylibyśmy szczęśliwi i tego sobie życzymy w ciągu tych nadchodzących 366 dni.