Provincia Nostra czyli Lawendowe pola pod Krakowem
Galia Zaalpejska, położona na wschód od dolnego biegu rzeki Rodan aż po same Alpy i Morze Śródziemne. Prowansja to obszar wielkości naszych południowych województw Małopolskiego i Podkarpackiego, obfitujący w bardzo ciekawy, różnorodny krajobraz… stop! Jakie tam Alpy, jakie Morze Śródziemne, przecież jesteśmy niecałe 30 minut na północ od Krakowa
Również czujemy się jak w Francuskiej Prowansji. Niby dziwne, a jednak! Znaleźliśmy kolejne miejsce, które uczciwie zaliczamy do #Nieoczywistych w naszym regionie i chociaż już trochę po sezonie na kwitnącą, fioletową lawendę, postanowiliśmy zobaczyć ten fenomen, o którym od kilku tygodni tak głośno w sieci. Pola lawendy? W Polsce? Dokładnie.
Ostrów to niewielka, spokojna wieś w województwie Małopolskim, 30 km od Krakowa w drodze do Buska Zdroju, położona w sąsiedztwie rolniczych i sadowniczych terenów na pograniczu z sąsiadującym województwem Świętokrzyskim. W samym Ostrowie ciężko doszukiwać się super atrakacji ściągających tłumnie turystów z całego kraju. W pobliżu znajdują Zespoły Dworskie w Nadzowie i Klimontowie z XIX wieku oraz kościół romański pw. Św. Wojciecha w Kościelcu z 1242 roku. Nie wyróżniała by się więc od innych gdyby nie fakt, że po za ścisłym centrum na niewielkim wzniesieniu powstało tu prywatne pole LAWENDY. Właściciele podłużnego kawałka pola dobrze wiedzieli co robią sadząc na bogatej w związki żelaza ziemi, krzaki tej uroczej rośliny, której zapach roznosi się kilkaset metrów od samej uprawy.
Witajcie w krainie kwitnącej lawendy i terenów do „powłóczenia się”
Okazuje się, że ciągnie nas w miejsca, których normalnie byśmy nie odwiedzali – przecież to zwykłe pole, zasiane niezwykłą rośliną, a Prowansja jest tylko jedna. Niekoniecznie jak się okazało, co nas na miejscu całkowicie zaskoczyło. Do Ostrowa dojechaliśmy w niewiele ponad 20 minut jak już wcześniej wspominałem, mijając co najmniej 6 rond i sławne Proszowice, do których krakusi pałają niechęcią, czego w sumie do końca nie rozumie jako mieszkaniec napływowy, ale bardzo chętnie odwiedzę tą miejscowość w poszukiwaniu ciekawych miejsc. Po przekroczeniu tabliczki z nazwą miejscowości Ostrów, rozpoczęła się przydrożna litania kierunkowskazów i strzałek „DNI LAWENDY”. Yhmy, a więc pole doczekało się już swojego święta! Nigdzie, jednak nie widzieliśmy bezpośrednich informacji, które by nas pokierowały pod samo pole więc, używając trochę „kreatywności”, jednogłośnie zatwierdziliśmy – jedziemy na „dni lawendy”, przecież powinny odbywać się tam gdzie lawenda nawet jeżeli festyn miał miejsce w czerwcu
Faktycznie! Chociaż fioletowych kłębów tej przepięknej roślinki nie mogliśmy w pierwszej chwili namierzyć, to na pewno wiedzieliśmy że jesteśmy w dobrym miejscu. Sznur samochodów zaparkowanych na poboczu w stylu „staną za mną przecież tu tylko przyjeżdżają zobaczyć lawendę, nikt nie pojedzie dalej” ciągnął się co najmniej kilkaset metrów, a na samym końcu tej blaszanej ciuchci dało się zauważyć przygotowany dla odwiedzających parking… również zapełniony po brzegi.
Fenomen, inaczej tego nazwać się nie dało. Hektarowe pole lawendy, poprzecinane zygzakowatymi alejkami przyciąga tłumy ludzi nie tylko z Krakowa i okolic. Dało się poznać weekendowców z Śląska, z Świętokrzyskiego czy dalekiego Podkarpacia. Jako, że sezon na kwitnącą lawendę już się skończył, nie było nam dane zobaczyć, czy zrobić zdjęcie tak bardzo przypominające Francuską Prowansję, nawet zabawa na photoshopie w usuwanie ludzi z tła nie miała by większego sensu, po prostu trzeba tu przyjechać za rok, ponieważ pomysł właścicieli uprawy, można spokojnie wpisać do TOP Nieoczywistych miejsc w Małopolsce, jako idealne rozwiązanie na wycieczkę za miasto z rodziną.
Cena za wejście „na pole” (u nas wychodzi się na pole i po polu chodzi jak coś) i przechadzanie się krętymi alejkami to tylko 5zł, dla niektórych aż 5zł co również można było łatwo wywnioskować bądź usłyszeć, ale taka nasza już chyba Polska mentalność. Właściciele proszą, ustawiając odpowiednie tabliczki by nie zrywać samodzielnie pęków lawendy (pewnie dlatego że można ją uszkodzić – prawidłowa technika zrywania to zwinna ręka i sierp), jednak stwierdzenia „nie po to zapłaciłam 5zł żeby tylko po wspinać się po tym kartoflisku, chyba mi się należy mały bukiet” (a w ręku zapas na 3 lata…). Wychodząc z pola można zaopatrzyć się w sadzonki oraz bukiety fioletowych roślinek, a operatywni mieszkańcy mający smykałkę do biznesu, dostawili obok namiot z małą gastronomią, tworząc tym samym profesjonalny ośrodek do odwiedzin przez turystów. Czekamy zatem na kolejny krok i Lawendowe Magnesy na lodówkę 😀
Jeżeli zaś nie macie pomysłu na sesję ślubną, to pamiątkowe zdjęcia (szczególnie w czerwcu) na tle pola lawendy to chyba całkiem niezły pomysł. Chcąc wykonać taką sesję, należy w kasie uiścić opłatę 50zł – warto!
Pomysł założenia małej plantacji Lawendy w okolicach dużego miasta to bardzo trafiona inwestycja, która mam nadzieję będzie się rozwijać, a odpowiednie osoby zareagują by promować i powiększać tego typu inicjatywy. W Ogrodzie pełnym lawendy widzimy się co roku!
#OdkrywamyMałopolskę
#MiejscaNieoczywiste