[CYKL] #MałopolskaNieoczywtista. Hodowla alpak pod Krakowem super alternatywą na weekend
Kiedy zbliża się weekend, nadchodzi czas planowania. Co by tu zrobić, jak dobrze i aktywnie spożytkować czas. Szukamy czegoś Wow! W miejscach często „oklepanych”. Nie szukamy zbyt długo bo to „zbyt męczące”. Często nie wiemy, że pod nosem mamy miejsca, doskonałe, co prawda mało oczywiste, a jednak jednym pstryknięciem palca, zabierające nas do świata magii, do dziecięcej fascynacji naturą.
Jakiś czas temu od znajomych dowiedzieliśmy się, że w okolicach Krakowa (szczerze bliżej niż mamy do Galerii Krakowskiej), znajduje się nietypowa hodowla. Hmmm jaka hodowla w Polsce może być nietypowa?! Krów? Z krowami w sumie się wychowywaliśmy, kozy, kury, króliki czy nawet bażanty nie są jakoś bardzo wyjątkowe. To znaczy są, ale żeby tak od razu jechać i na nie patrzeć?! No może dla dzieciaków z dużych miast owszem, ale dla nas… no nie. Nic z tych rzeczy! Hodowla zwierząt, które dotychczas kojarzyły nam się z Ameryką Południową, Peru, Chile ewentualnie Ameryką Expres produkcji TVN 😀 znajduje się tuż pod naszym nosem. Mowa o alpakach i genialnej hodowli z Sieborowic, tylko 10km od Krakowa.
😍😍😍 A L P A K I !!! 😍😍😍
Znajomi bardzo polecali, twierdzili że wybierając się do Hodowli Alpak i Lam CONIRAYA, zostaniemy przyjęci w sposób mocno nietypowy, a to co zobaczymy na miejscu nas zaskoczy i wbije w ziemię. I mieli rację, od samego początku do końca. To nie tylko zwykłe odwiedziny i spoglądanie na przezabawne mordki zza płotu. To bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Wspólne wyjście na wybieg, karmienie z ręki, wspólne zdjęcia i na koniec hit! Spacer przez łąki z alpaką lub lamą na własność – UWAGA! – na smyczy 😀 Nie do uwierzenia. Ostatecznie w zeszłym roku nie podjęliśmy wyzwania. Wydawało nam się to zbyt dziwne, jakieś takie nierealne. Ten rok to jednak zmiana decyzji, zresztą więcej czasu spędzamy na ponownym odkrywaniu naszego regionu. Hodowla alpak pod Krakowem, nadawała się idealnie na jeden z Cykli o Małopolsce Nieoczywistej. Strzał w dziesiątkę! Zbliżał się dzień dziecka więc sprawiliśmy sobie najlepszy prezent. Jeżeli będziemy mieli tylko okazje i wolną sobotę lub niedzielę to wybierzemy się tam ponownie i ponownie i znowu 😀
Ale od początku…
Coniraya – bo tak się nazywa podkrakowska hodowla, jest miejscem wyjątkowym. To nie ZOO z zamkniętymi w klatkach zwierzakami. Wręcz przeciwnie, to odważny projekt z sympatycznymi kuzynami wielbłąda w roli głównej. To prawda, że ich wełna jest dobrem luksusowym, a spokojne usposobienie i łagodny charakter wykorzystuje się w terapii rozwojowej dziecka. Zresztą to jedna z wielu zalet hodowli. Obcowanie z alpaką motywuje dziecko do aktywności ruchowej, daje mu poczucie bezpieczeństwa i bardzo dużo radości. Reguluje napięcie pozwalając na łatwiejsze kontrolowanie swojego zachowania. Poza terapią, każdy może przyjechać na miejsce i zobaczyć na własne oczy zwierzęta, których historia rozpoczęła się w Ameryce Południowej.
Widząc te pocieszne mordki otulone mięciutkim futerkiem, można domyślać się dlaczego hodowanie alpak jest coraz popularniejsze w Polsce. Hodowane są głównie na futro, które docenia się ze względu na najwyższej jakości włókno. Dużo lepsze od owczego, hipoalergiczne, miękkie, delikatne i połyskujące. Zwane nawet „runem bogów” ponieważ materiały przygotowywane z futra alpak były przeznaczone jedynie dla domu królewskiego Inków oraz ich kapłanów. Podobno u alpak występuje ponad dwadzieścia kolorów ubarwienia, a do tego najczęściej zdarzają się te ciemne, czarne i brązowe. W Sieborowicach wydawało się nam, że przeważała grupa o kolorze bliższym do białego.
Ciało alpaki osiąga rozmiar około 150 cm długości i około 100 cm wysokości. Tworzą grupy rodzinne złożone z dominującego samca, kilku samic i ich potomstwa, a tego pod Krakowem nie brakuje. My przyjechaliśmy do hodowli dzień po narodzinach kolejnego… alpaczątka? 😀 Jaaaaakie one są słodkie! 😛
Do Coniray’i przybyliśmy w niedzielę na godzinę 15:30. Wcześniej w piątek jeden wykonany telefon i udało się załapać na ostatnią z trzech możliwych wizyt tego dnia. Na początek wprowadzenie i krótka instrukcja dotycząca zachowania z zwierzętami. Te zachowywały się tak jakby nie mogły doczekać się kilkudziesięciu rączek, które za chwilę zaczną je głaskać i karmić.
Na karmienie i kilkunastominutową sesję wybraliśmy wraz z sporym stadkiem do zagrody na świeżym powietrzu. Właściwe zafascynowani całą sytuacją nie zwracaliśmy uwagi jak piekielne promienie słońca palą nasze karki 😛 Gospodarze dobrze wiedzą co ich pociechy lubią najbardziej. Każdy z uczestników otrzymał do łapki, granulowaną karmę, przyciągającą futrzaki jak magnes. Początkowo stres czy aby nie ugryzą lub odgryzą palców przez przypadek, lecz nie. Wtryniały jedzonko jak szalone zupełnie olewając nasze palce, nieświadome że biorą udział w zorganizowanej sesji fotograficznej. Niektóre z nich, szczególnie lamy Gladier, Karmel i Twix dostojnie wpatrywały się w ludzi i swoich mniejszych kuzynów. Dawały się głaskać, ale z lekką dozą ostrożności. Karmel wygrał dzięki swojej kangurzej mordce. Gladier okazał się być „samcem alfa” całego stada.
Zwierzaki przez długi czas bardzo przyjaźnie nastawione, były ciekawe gości. Dwa, trzy zdjęcia, źdźbło trawki, trochę karmy, łyk wody i znowu kilka zdjęć, trochę przytulasków, przebieżka, znowu zdjęcia 😀 I tak przez długi czas. Kolejnym punktem było tak zwane „zamieszanie”. Rozproszone po pastwisku alpaki, nagle zorganizowały pospolite ruszenie na stajnie i migiem znikały za ogrodzeniem nie zważając na gości. Co prawda nikogo nie stratowały, ale przypomniała się scena z biegnącymi gnu przez kanion z Króla Lwa 😛
A więc te bardzo mądre, czteronożne zwierzątka wiedziały, że czeka ich kolejny tego dnia spacer po łące pełnej, zielonej, świeżej trawki. I tak też się stało. Co ciekawe, smycze do alpak, wyglądałoby jak zwykłe, materiałowe smycze dla psów. Ale! Każda alpaka miała swoją smycz. Nie mamy pojęcia jak miła opiekunka potrafiła spamiętać i rozpoznać, która smycz należy do której alpaki… O_o Przecież to że każda, alpaka ma swoje imię wcale nie ułatwiało zadania.
Pamiętacie samca alfa… Lamę Gladiera? Tak to właśnie ta czarna bestia została mi przydzielona, Basia dostała potulnego Herkulesa, imion alpak Magdy i Przemka niestety nie pamiętam. Każdy dostał swoją smycz, pokazano nam którego zwierzaka mamy podpiąć do krótkiego sznura i jak będzie wyglądał spacer.
Skoro samiec Alfa, to musi iść na przedzie, a cała reszta grzecznie za nim. Wydawało się takie proste, a jednak ja dostałem osobne podpowiedzi. Kurcza, ciągle dostaje indywidualne instrukcje, jak nie w samolocie siedząc na środku to nawet w zagrodzie alpak. Gladier jest bossem i nie powinno się mu patrzeć prosto w oczy, stojąc naprzeciw. Gladier to lama – a lamy w przeciwieństwie do alpak, jak czują się zagrożone, lub podważa się ich hierarchię to… PLUJĄ! Więc nie mogłem swojemu towarzyszowi podróży patrzeć w oczy. Nie mogłem też iść na równi z nim, bark w bark bo by… pluł. Za nim też nie za bardzo, bo nie będzie szedł tylko będzie jadł – pozostało więc tylko iść przed Gladierem. Nieźle! Mały dreszczyk od początku do końca był – splunie czy nie splunie 😀 Toż to ciekawsze przeżycie niż wspinaczka na skałkach!
Trasa prowadziła początkowo między płotami wybiegów dla koni, a następnie wokół niewielkiego stawu, nad którym zaplanowaliśmy postój. Tam każdy według uznania, albo pozostał na udeptanej trawie, albo tak jak my poszedł w wysoką, nieskoszoną puszczę. Gladier i nasze alpaki były prze szczęśliwe. Żarły na potęgę, wcale nie przerywając posiłku kiedy chcieliśmy choć raz zrobić sobie z nimi wspólne zdjęcie.
Ostatni odcinek spaceru wiódł na niewielkie wzgórze, z którego w tą doskonałą, słoneczną pogodę mogliśmy spoglądać na odległy Beskid. To znaczy niezbyt długo mogliśmy spoglądać, bo każdy przystanek, chwila nie uwagi i zwierzątka dobierały się do trawy. Kiedy tak zbliżaliśmy się do zagrody Gladierowi ewidentnie posmakowała moja koszula, bo co rusz zbliżał się pyszczkiem do ramienia i coś tam mielił zębami 😛 Wariat!
Ogromnie cieszymy się, że w naszej okolicy powstała taka inicjatywa, otwarta na ludzi z zewnątrz. To doskonały pomysł na miło spędzony czas. Hodowla alpak nadal jest bardzo niszowym i oryginalnym zajęciem. Właściciele hodowli chętnie udzielają porad osobą, które interesują się stworzeniem swojej ostoi dla puchatych zwierzątek. Nawet mimo, że alpaki to pozornie nieskomplikowane stworzenia, za ich hodowlą kryją się poważne obowiązki hodowcy, który z wielką dbałością musi opiekować się swoim stadem. Popełnienie najmniejszego błędu może grozić chorobą lub śmiercią alpak.
Jeżeli szukacie oryginalnego pomysłu na weekend za Krakowem, lubicie odkrywać miejsca nietypowe, to Coniraya jest właśnie tym miejscem, które spełni wasze oczekiwania. By spokojnie móc odwiedzić hodowlę należy skontaktować się telefonicznie z osobą, która przyjmuje zgłoszenia. Takie odwiedziny odbywają się głównie w weekendy, więc tym bardziej lepiej zadzwonić, by później nie odbić się od bramy. Pozdrawiamy też hanowerskiego konia Aristo, który również lubi pieszczoty i słomę podawaną z ręki. Ale jak kichnie to „ino roz” 😀
#MałopolskaNieoczywista #OdkrywamyMałopolskie
Sieborowice ul. Zakrzeńskiego 48,
32-091 Michałowice,
Jazda konna, spacery z alpakami:
tel.: +48 882 141 501
e-mail: info@coniraya.com.pl
Hodowla alpak:
tel.: +48 602 521 604
e-mail: joanna@coniraya.com.pl