Zagraniczne podsumowanie roku 2017 Podróżować Najlepiej – ależ ten czas leci
Rok 2017 był dla nas skromny w wyjazdy, prawdopodobnie a raczej na pewno ze względu na nasz nowy cel, który w tym roku udało się osiągnąć. Nie był to cel podróżniczy a „osiedleniowy”. Kupno mieszkania, nie gdzie indziej jak w Krakowie, jego remont (częściowy) i sporo czasu jaki mu poświęciliśmy przełożyło się na mniejszą liczbę kilometrów w podróży. Mimo to udało się stanąć po raz pierwszy na ziemiach trzech nowych krajów (Basi na czterech) ponownie zawitaliśmy na jeden dzień do „naszych” Włoch, odwiedziliśmy Lwów tym razem wspólnie oraz byliśmy na jednym zagranicznym Jarmarku Świątecznym kilka tygodni temu.
Pierwsze półrocze to jednak mieszkanie i kilka wypadów „za miasto” w Polsce. Cztery z pięciu wyjazdów zagranicznych skumulowały się w ostatnich miesiącach tego roku.
UKRAINA – Lwów
Miałem to szczęście odwiedzić niegdyś Polskie miasto kilka miesięcy wcześniej w listopadzie zeszłego roku, jednak wtedy Basia nie dysponowała wolnym czasem by razem z Wędrownymi Motylami odwiedzić najczęściej odwiedzane przez rodaków miasto na Ukrainie. Obiecaliśmy sobie, że zrobimy wszystko by pojechać tam razem – i udało się, wraz z kuzynką Anią, która przydała się w trudnych momentach kiedy język polski nie wystarczał. Rola przewodnika, głównie po knajpach jak na osobę, która na co dzień omija takie miejsca wydała mi się całkiem spoko 😛
RUMUNIA – Bukareszt
Stolicę Siedmiogrodu wybraliśmy zupełnie spontanicznie w zamian za dwa tygodnie planowanej podróży po Polsce B, Bieszczadach i Podlasiu. Jak to się stało to już do końca nie wiemy. Przez kilka tygodni przecież siedzieliśmy układając trasy i szukając odpowiednich noclegów, a jednak… trafiliśmy koniec końców do upalnej stolicy, do której jechaliśmy z pewną obawą, dystansem, może nawet strachem opierając się na opiniach „z sieci”. A jednak czar prysł i wszystko co złe stało się jedynie w naszym odczuciu mitem. Rumunia tonie tylko Bukareszt i żałujemy że jednak nie pokombinowaliśmy jak zawsze z lotami (bardziej), ale wiemy na pewno, że do tego kraju jeszcze wrócimy by, twarzą w twarz stanąć z kulturą Transylwanii – to plan minimum.
WŁOCHY – Bergamo
Który to już raz? Trafiliśmy tam na niespełna 18 godzin tylko ze względu na nasze zamiłowanie do lotów kombinowanych. Taniej i ciekawiej było nam wrócić z Rumuni przez Włochy niż bezpośrednim lotem do Polski (sporo taniej). Ku naszemu zaskoczeniu, Lombardia przywitała nas deszczem i chłodem i jak na wrzesień, serio się zdziwiliśmy. Przylecieliśmy późno w nocy więc jeszcze tego samego dnia udaliśmy się prosto na nocleg, a następnego, ze względu na pogodę pospacerowaliśmy po dolnej (nowszej) części miasta, którą zawsze omijaliśmy. Akurat w tym czasie na alejach Sentierone odbywało się święto Piny, tak bardzo popularne w Włoszech.
IRLANDIA PÓŁNOCNA – Hrabstwo Fermngh
Plan był taki – jedziemy odwiedzić rodzinkę na emigracji, a przy okazji może coś zobaczymy… Docelowym miejscem miało być niewielkie miasteczko (jak na Polskie warunki) Enniskillen położone nad połączonymi z sobą jeziorami Lough Erne na południowym zachodzie kraju. Jak się okazało w samym miasteczku nie mieszkaliśmy, a na jego dalekich obrzeżach. Jednak spełniliśmy przynajmniej cześć swoich marzeń stając na śródlądowych klifach, podziwiając dziką naturę tego przesiąkniętego deszczem kraju, byliśmy w „zakazanym lesie” i spacerowaliśmy korytarzami ogromnej jaskini. Była też „imitacja” wyspiarskiego zamku, i te filmowe kamienne murki wzdłuż wąskich dróg, które dodawały smaczku, a całość zamykały owce i konie o poranku za oknem w odległości „na wyciągnięcie ręki” jako deser.
IRLANDIA – Slieve League
Marzenia są po to by je spełniać, a cele by je realizować – zadaniowo, krok po kroku. I tak też było w przypadku tych kilku godzin spędzonych w europejskiej części Irlandii. Kiedyś będąc w Norwegi (kilka godzin w Sandefjord) widzieliśmy jedynie „klifki”, ale zawsze chcieliśmy stanąć na krawędzi prawdziwego klifu, poczuć ten porywisty wiatr spoglądając w otchłań horyzontu nad Oceanem Atlantyckim. Udało się! Przejeżdżając przez niezamieszkałe, czerwone stepy Lough Fad Bog oraz ważne dla historii Irlandii miasteczko Donegal dotarliśmy do Bunglass Point, gdzie w kameralnym gronie kilku starszych wiekiem turystów odznaczyliśmy na naszej liście kolejne z miejsc, które musieliśmy zobaczyć.
NIEMCY – Drezno
To kolejny z nieplanowanych wypadów, a jednak miał miejsce. Weekend w Dreźnie by podziwiać rozmach związany z Jarmarkami Bożonarodzeniowymi, nasiąkać zapachem grzanego wina, cynamonu, pierników, regionalnych „wurstów” i innych smakołyków. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć, że nie tylko polskie tradycje jarmarkowe są na wysokim poziomie, tak jak choćby ta w Wrocławiu, ale że nasi sąsiedzi wiedzą jak zrobić to na prawdę dobrze. A do tego mają najmłodsze zabytki sprzed „dwustu i trzystu lat!”
źródło: Google street view
Wpis z Drezna „się tworzy”
Mimo ograniczeń wynikających z przebiegu roku, cieszymy się że mogliśmy znowu „wyskoczyć” gdzieś gdzie nas jeszcze nie było. Oderwać się od miejskiego pędu i poczuć przenikającą radość podróżowania, choćby blisko, czego Wam drodzy czytelnicy i sobie życzymy na rok 2018 – już trwający.
Nie no nie ma co narzekać
Szczególnie, że połowy z tych miejsc na początku roku nie planowaliśmy 
Wydaje mi się, że podróżniczo nie było wcale tak źle.
Zobaczyliście piękne miejsca:)