Na zachwyty to nie czas – odwiedziliśmy Međugorje
Nie można powiedzieć, że jest to miejsce pełne sakralnej atmosfery, zadumy i wyciszenia. Absolutnie też ciężko porównać je z jakimkolwiek świętym miejscem jakie dotychczas odwiedziliśmy. Daleko tu opiekunom, mieszkańcom, miejscu samemu w sobie do naszych, polskich sanktuariów. Już nawet nie porównując z Częstochową czy Kalwarią Zebrzydowską, ale do Kalwarii Pacławskiej, Góry św. Anny czy Gietrzwałdu. Oj daleko!
Jesteśmy przyzwyczajeni, nauczeni że miejsca święte, sanktuaria, miejsca objawień i cudów biją atmosferą, której próżno szukać gdziekolwiek indziej. Że kościoły i świątynie, zespoły klasztorne posiadają charakter, który wyczuwa się od pierwszych metrów po przekroczeniu progu miasta czy kościoła. Setki straganów, wszędzie dewocjonalia, dużo poświęconej wody w flakonikach, modlitewników – to jest wszędzie i zawsze, a jednak w większości miejsc nie zasłania istoty sakralności. Miejsce święte, kościół, księża posługujący pielgrzymom, mieszkańcy opierający swoje życie na pracy dla przybywających wiernych, wydarzenia, wygląd, otoczka… Można by tak wymieniać bez końca – to wszystko tworzy jakiś spójny kolektyw, który przyciąga i wciąga wierzących.
Z KART MŁODEJ HISTORII
Bośnia i Hercegowina funkcjonuje od marca 1992 roku jako suwerenne państwo, kiedy proklamowana została niepodległość Socjalistycznej Republiki Bośni i Hercegowiny, co ostatecznie doprowadziło do rozpadu Jugosławii i było jedną z przyczyn wybuchu wojny domowej trwającej ponad trzy i pół roku. Dopiero podpisanie układu pokojowego w Dayton ustanowiło obecny kształt i ustrój polityczny państwa.
OBJAWIENIA Z 1981 ROKU
Według relacji sześciu osób, zwanych „widzącymi” objawienia, które rozpoczęły się w Međugorje w czerwcu 1981 i trwają do dziś. Kościół katolicki bada prawdziwość tych objawień. Do tej pory ich nie odrzucił, ani nie potwierdził co również jest ciekawe ze względu na ogromną popularność miejsca. 13 maja 2017 r. papież Franciszek wyraził osobistą opinię, że jest sceptyczny, jeśli chodzi o autentyczność tych przypuszczalnych objawień…
Do Međugorje pojechaliśmy z ciekawości, spontanicznie. Jak już przejeżdżaliśmy te kilkadziesiąt kilometrów przez Bośnię i Hercegowinę, to co nam szkodziło podjechać, zobaczyć miejsce, do którego ściąga kilka prawie milion wiernych każdego roku. Od przejścia granicznego w okolicach Pozla Gora do Zvirovići ciągnie się ładna, pusta, dwupasmowa autostrada, za której przejechanie należy uiścić opłatę w wysokości 1,2 marki bośniackiej (oznaczonej na bileciku ‘KM’ – więc uznaliśmy, że płaciliśmy w kamykach 😀) co w przeliczeniu na złotówki jest równe około 2,60zł. Do przejechania autostradą mieliśmy zawrotne 13 km, po czym ta kończyła się na dobre. Następnie 8 km, miało być tylko formalnością. Błąd! Od zjazdu z autostrady do samego centrum niedużego miasteczka, leżącego między wzniesieniami Kriźevca i Crnicy podróżowaliśmy szutrową drogą bez centymetra asfaltu…! Mega sprawa!
Na miejscu, po kilkunastominutowych polowaniach na parking, spodziewaliśmy się chyba zbyt wiele. To autentyczne nasze pierwsze wrażenie określające miejsce kultu i jego okolice. Właściwie gdyby nie liczne stragany, na których wszystko było „święte”, wielkie grupy pielgrzymów przekraczające ulice w niedozwolonych miejscach, i plac wokół kościoła z ławkami ułożonymi w półksiężyc – to nie uznalibyśmy tego miejsca za inne niż setki kościołów w Polsce. Właściwie ocena Međugorje jest mętna i nadal się procesuje.
Uderzająca atmosfera komercji sławnego na cały świat miejsca szybko nas wykopała w kierunku Dubrownika, który był głównym celem wycieczki. Nie udaliśmy się na wzgórze objawień z dwóch powodów. Spodziewając się podobnego widoku jak w samym mieście oraz ze względu na brak oznaczeń, gdzie tak właściwie mielibyśmy się kierować. Przeglądając zdjęcia w sieci można mieć pewne wrażenie, że jednak trochę się pomyliliśmy z swoją oceną. Jeżeli komuś służy nieoficjalne sanktuarium i ma inne niż my odczucia to chwała mu za to. My zaś wpadliśmy w stereotypowy efekt porównań i Međugorje w naszym odczuciu wypadła po prostu blado. Oczywiście nie sprowadzając miejsca świętego tylko do kwestii materialnych, liczy się to co w nas, a nie to co widzimy, jednak tym przypadku wzrok wygrał z uczuciem.
Z drugiej strony nieplanowane odwiedziny pozostawiły po sobie niedosyt, że ma się ochotę wrócić na dłużej. I może jeszcze raz na nowo spróbujemy poszukać pozytywów i autentyczności Međugorje.
Kiedyś wrócimy!
#Odkrywamynowe #PodróżepoEuropie
Szukasz noclegu w okolicach Mostaru w dobrej cenie? Skorzystaj z gościnności gospodarzy i rezerwuj na AirBnb