[CYKL] #MałopolskaNieoczywista. La La Lawenda – jak zachwyca Polska Prowansja na prowincji
Jest takie magiczne miejsce w Małopolsce, do którego wracamy z sentymentem czekając co roku na kolejne otwarcie.
O Roztoczu mówią, że to Polska Toskania, Dolinę Prądnika w Ojcowskim Parku Narodowym często nazywamy Polską Szwajcarią, co ciekawe równie blisko położoną Pustynię Błędowską uważamy za Polską Saharę, tym samym największy tego typu naturalny obiekt w Europie. Co jeszcze „zagranicznego” mamy w Polsce, a może bardziej szczegółowo w Małopolsce? Oczywiście Polską Prowansję. Najzwyczajniej w świecie trzeba to zobaczyć! Kiedy na drzewach zielone, w pełni rozwinięte liście zbierają zewsząd promienie czerwcowego słońca, w powietrzu unosi się zapach świeżo ściętej trawy, kwitnących akacji, łubinu i piwonii (w sumie zapachy dzieciństwa), gdzieś w miejscowości Ostrów, w powiecie Proszowickim wszystkie zapachy późnej wiosny kradnie LAWENDA.
Ta roślinka, specyficzny kwiat kojarzy się nam głównie z Francją i niekończącymi się polami fioletowych dywanów. Mówi się nawet, że każdy powinien jechać do Prowansji i umrzeć. Tzn. za wcześnie, ale jeżeli ktoś ma akurat takie marzenie… Nie mieliśmy do tej pory okazji wylądować w tym regionie Francji i powoli zaczynamy się zastanawiać czy w ogóle się uda, bo przecież w sumie mamy swoją Prowansję, kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa i całkiem się nam podoba. Ba! Spodoba się każdemu.
Oczywiście zaliczamy ten niespotykany obszar, do listy miejsc #Nieoczywistych w Małopolsce. Choć lawenda jest wartościowym składnikiem kosmetyków, potraw czy medykamentów, nadal w Polsce ten kierunek osadników jest niszowy. Przecież wyrabia się z niej perfumy, przyprawy, medykamenty!
Tu w Małopolsce Również czujemy się jak w Francuskiej Prowansji. Niby dziwne, a jednak! Znaleźliśmy kolejne miejsce w naszym regionie i chociaż jesteśmy przed sezonem kwitnienia, fioletowej lawendy, już raz postanowiliśmy zobaczyć ten fenomen, o którym od kilku lat jest coraz głośniej w sieci. Pola lawendy? W Polsce? Dokładnie.
Ostrów to niewielka, spokojna wieś w województwie Małopolskim, 30 km od Krakowa w drodze do Buska Zdroju, położona w sąsiedztwie rolniczych i sadowniczych terenów na pograniczu z sąsiadującym województwem Świętokrzyskim. W samym Ostrowie ciężko doszukiwać się super atrakcji ściągających tłumnie turystów z całego kraju. W pobliżu znajdują Zespoły Dworskie w Nadzowie i Klimontowie z XIX wieku oraz kościół romański pw. Św. Wojciecha w Kościelcu z 1242 roku. Nie wyróżniała by się więc od innych gdyby nie fakt, że po za ścisłym centrum na niewielkim wzniesieniu powstało tu prywatne pole LAWENDY. Właściciele podłużnego kawałka pola dobrze wiedzieli co robią sadząc na bogatej w związki żelaza ziemi, krzaki tej uroczej rośliny, której zapach roznosi się kilkaset metrów od samej uprawy.
Okazuje się, że ciągnie nas w miejsca, których normalnie byśmy nie odwiedzali – przecież to zwykłe pole, zasiane niezwykłą rośliną, a Prowansja jest tylko jedna. Niekoniecznie jak się okazało, co nas na miejscu całkowicie zaskoczyło. Do Ostrowa dojechaliśmy w niewiele ponad 20 minut jak już wcześniej wspominałem, mijając co najmniej 6 rond i sławne Proszowice, do których krakusi pałają niechęcią, czego w sumie do końca nie rozumie jako mieszkaniec napływowy, ale bardzo chętnie odwiedzę tą miejscowość w poszukiwaniu ciekawych miejsc. Po przekroczeniu tabliczki z nazwą miejscowości Ostrów, rozpoczęła się przydrożna litania kierunkowskazów i strzałek „DNI LAWENDY”. Yhmy, a więc pole doczekało się już swojego święta! Nigdzie, jednak nie widzieliśmy bezpośrednich informacji, które by nas pokierowały pod samo pole więc, używając trochę „kreatywności”, jednogłośnie zatwierdziliśmy – jedziemy na „dni lawendy”, przecież powinny odbywać się tam gdzie lawenda nawet jeżeli festyn organizowany jest w czerwcu. Fenomen, inaczej tego nazwać się nie dało. Hektarowe pole lawendy, poprzecinane zygzakowatymi alejkami przyciąga tłumy ludzi nie tylko z Krakowa i okolic. Dało się poznać weekendowców z Śląska, z Świętokrzyskiego czy dalekiego Podkarpacia. Jako, że sezon na kwitnącą lawendę już się skończył, nie było nam dane zobaczyć, czy zrobić zdjęcie tak bardzo przypominające Francuską Prowansję, nawet zabawa na photoshopie w usuwanie ludzi z tła nie miała by większego sensu, po prostu trzeba tu przyjechać.
Gdzie jeszcze mamy się udać by odkryć miejsca lub atrakcje nieoczywiste w naszym regionie. Jakieś propozycje?
#MałopolskaNieoczywista