Odkrywamy Jurę Krakowsko-Czestochowską. Sprawunki na targowicy
O takich miejscach chciało by się napisać – to niesamowite że przetrwały do naszych czasów! I tak faktycznie jest, tylko skąd ta fascynacja osiedlem kamiennych, bliźniaczo podobnych budynków, w których nawet nie mieszkały księżniczki czy inne osoby, których włości chętnie oglądamy? Skąd taki zachwyt, szachownicom starych magazynów, które mimo innego przeznaczenia trochę przypominają obóz z czasów II Wojny Światowej? Sam nie wiem, ale to miejsce, po wizycie w Żarkach postawiliśmy na pierwszym miejscu w TOP5 atrakcji z okolic.
TARGOWISKO W ŻARKACH
Lubicie supermarkety, weekendowe zakupy i tabuny ludzi w chłodnych galeriach? Ja nie za bardzo i to się chyba nie zmieni, ale pójść na zakupy do największej pod gołym niebem „galerii handlowej” to już zupełnie inne emocje. Tymże miejscem właśnie, pochwalić mogą się żareccy mieszkańcy, są posiadaczami największego tego typu targowiska na Śląsku. Jeśli wierzyć opisom, w każdą sobotę żarecki targ odwiedza blisko 10 tysięcy klientów, to ponad dwa razy więcej niż mieszkańców ma sama miejscowość! W 1556 roku w Wilnie, król Zygmunt August nadał Żarkom trzy jarmarki w ciągu roku przypadające na dni, w których czczono św. Stanisława, św. Andrzeja oraz na dzień Nawiedzenia Matki Boskiej. Jarmarki trwały tygodniami, a na nich sprzedawano między innymi konie, owce, trzodę i zwierzęta hodowlane.
Na żareckie jarmarki zjeżdżali ludzie z okolic, z dalekich miast, a nawet z Włoch. W dzień handlowano, a nocami bawiono się i tańczono w karczmach i gospodach, aż do roku 1918. Sielanka, której dzisiaj mimo wielu wysiłków i tak już nie odczujemy, ale jesteśmy w stanie sobie wyobrazić ten unikatowy klimat. Dziś „chodzenie” na zakupy na żarecki targ dla mieszkańców jest jak tradycja bez której ta społeczność nie mogła by spokojnie funkcjonować. Sprawunki w na targowicy (nadal używany zwrot przez mieszkańców) to rzecz święta i ma swój niepowtarzalny klimat, którego byliśmy świadkami. Pomijając już kolorowe jarmarki, niebiesko-białe namioty, od których aż się roiło w upalną sobotę, największe wrażenia na każdym, kto przybędzie do Żarek – zrobią kamienno-drewniane stodoły, w okolicy których odbywa się sławny targ pod gołym niebem.
Stodoły powstały na przełomie XIX i XX wieku, w skupisku z dala od zabudowań i mieszkalnych i miały w tym wytłumaczalny cel. Żarki jak wynika z historii miasta rozwijały się bardzo szybko, szczególnie w samym centrum, gdzie zabudowa była wąska i ciasna (co z drugiej strony tłumaczy pożary trawiące większość miejscowości). Taki styl architektury Żarek zmusił mieszkańców i gospodarzy do wybudowania „osiedla” spichlerzy, magazynów i stodół za miastem, gdzie spokojnie mogli zwozić swoje plony z okolicznych pól.
Pierwotnie stodoły były drewniane, pokryte słomą, ale standardowo zostały pochłonięte w 1938 roku przez pożar. Gospodarze tracąc wtedy wszystkie zbiory, szybko odbudowali szachownicę magazynów, tym razem wykorzystując materiał, którego w okolicy było równie dużo jak drewna. Stodoły zbudowano z kamienia, a dachy pokryto ceglaną dachówką.
Jeżeli więc jesteście fanatykami targowania, możliwości dotknięcia produktu z każdej strony, nawet jeśli myślimy tu o żywym produkcie, jedźcie na żarecki targ. Charakteru tego miejsca nie da się tak po prostu opisać, trzeba to przeżyć. Bo przecież czy idąc do galerii z rodziną, nastawiacie się na podział podczas zakupów, gdzie wasza żeńska połowa idzie oglądać powiewające na wietrze klimatyzacji… sukienki, dzieci udają się same do mini zoo żeby brać na ręce żywe króliki, myszy, papugi czy węże, a mężowie przepychając się przez tabuny nieświadomych „galerników” idą wprost na sklepu budowlanego sprawdzając jakość ziemi, czy narzędzi? Hmmm…
A teraz wyobraźcie sobie tę samą rodzinę, żonę czującą się jak w niebie, mogącą wręcz unosić się wśród różnorodnych straganów wypełnionych po brzegi modnymi strojami z pogranicza tych „markowych”, kolorowymi sukienkami w przystępnych cenach, czy żakietami których wybór wydaje się nie mieć końca. Wyobraźcie sobie dzieci, które w szkole (mam taką nadzieję) uczą się o krówkach, konikach, kurkach i kaczkach, mogą te zwierzątka nie tylko zobaczyć na własne oczy, w ilościach niewyobrażanych dla właścicieli sklepów zoologicznych, ale też i dotknąć, wziąć na ręce.
Wiem, że przeznaczenie tysięcy żółtych, białych i pomarańczowych piskląt kaczek, kur i gęsi jest zupełnie inne, ale ten moment, to wrażenie szczególnie dla najmłodszych musi być fascynujące… w końcu dla nas było, a przecież pochodzę ze wsi 😛 No i wyobraźcie sobie dzisiejszego męża rodziny, faceta siedzącego na co dzień przed biurkiem, pod krawatem lub muszką, który wchodzi na targ pełen maszyn i narzędzi rolniczych, starych pamiątek przeszłości, książek i płyt winylowych, starych zabytkowych mebli, aż w końcu dociera do straganów z zbożem i pszenicą. Ogląda, waży aż wybiera odpowiednie nasiona, które w parcianych workach ładuje na „pakę”. Tak dziś wygląda Żarkowski targ, zmodernizowany z środków unijnych i sumiennie prowadzony przez Kupiecki Sąsiek Żareckiej Stodoły. Dzięki działalności Kupieckiego Sąsieku kilka razy w roku odbywają się tu pokazy produktów i wyrobów tradycyjnych: ręcznie malowanych jaj strusich, koronek, rzeźb oraz lokalnych smakołyków: serów, smalca, kwaśnicy oraz jedynego takiego w Polsce chleba Taraczucha. Dzięki swoim staraniom Kupiecki Sąsiek otrzymał w 2006 roku Certyfikat Częstochowskiej Organizacji Turystycznej za najlepszy produkt turystyczny.
To niezwykłe miejsce, do którego pojechaliśmy ponownie dnia następnego by móc tym razem zobaczyć surowość zabytkowych stodół. Tu po raz kolejny żałuję, że nadal nie zaopatrzyliśmy się w drona.