Budynek socjalny „S” i najlepiej zachowane schrony podziemnego Krakowa
Pewnie niektórzy z Was już się zorientowali, że od wrażeń i odczuć związanych z danym miejscem jestem ja (Basia). Także o schronie będzie trochę innym okiem, niż o budynku „Z”. Drugim z budynków nowohuckiego Watykanu jest budynek „S”. Z zewnątrz identyczny do „Z” jednak jest to budynek socjalny, przeznaczony po prostu dla ludu. Nie przebywała w nim kadra zarządzająca, mieszcząca się w „Z”. Oba budynki połączone są podziemnym tunelem umożliwiającym komunikację nawet w przypadku odcięcia możliwości telefonicznego porozumienia się.
Wróć do pierwszej części spaceru po reprezentacyjnych budynkach Kombinatu. #klikgrafika
Niestety podczas naszej wycieczki nie udało się zwiedzić samego budynku, jednak główną atrakcją tego miejsca jest obecnie świetnie zachowany schron przeciwatomowy z oryginalnym wyposażeniem. Gdyby nie postęp techniczny i wiszące „aktualności” można by pomyśleć, że jeszcze wczoraj ktoś tam pracował.
Przede wszystkim schron zaskakuje. Spodziewałam się wybetonowanej, ciemnej przestrzeni, schowanej głęboko pod ziemią. Nic bardziej mylnego! Po przejściu przedsionka oddzielonego parą drzwi znajdujemy się w miejscu, które przypomina na pierwszy rzut oka przedpokój mieszkania z lat 80. ubiegłego wieku. Na podłodze dywan (!) i wszechogarniająca czystość. Do tego powierzchnie drewniane, farba, można powiedzieć, że w pewien sposób przytulnie.
W schronie znajdowało się kilka pomieszczeń, które pełniły funkcje obronne, umożliwiały przetrwanie, zarządzanie, komunikację, a także pozwalały odpocząć. I tak jak wyglądały w ostatnim dniu użytkowania, tak trwają do dziś. Piszę to po raz kolejny, ale oryginalne wyposażenie naprawdę robi robotę.
W jednym z pomieszczeń zgromadzone zostały maski gazowe, a także instrukcje, jak zachować się w razie ataku atomowego. Myślę, że ich zastosowanie niekoniecznie było skuteczne, ale najważniejsze, że lud był wyedukowany i poinformowany. Poniżej kilka złotych rad.
Zbiór masek gazowych pokazuje jak przemyślane i zróżnicowane było ich zastosowanie. Były takie które niewiele pomagały, ale podtrzymywały w przeświadczeniu, że człowiek zrobił wszystko by się uratować. Jeśli ktoś został ranny w głowę, to i na tę okoliczność przygotowano odpowiednie. System wiązań pozwalał na zabezpieczenie delikwenta przed atomowym powietrzem. Jeśli ktoś ma ochotę, może wczuć się w klimat i spróbować ubrać maskę gazową. A że nie jest to łatwe, wie zapewne większość.
Na każdym kroku, w schronie zdumiewają pamiątki z czasów jego świetności. Podczas przechodzenia z jednego pomieszczenia do drugiego, zachwycają wypełnione gablotki, aktualności, gazety, kalendarze, przerażają trochę wzmianki o Czarnobylu…
W kolejnym pomieszczeniu można zobaczyć mapy, schematy organizacyjne. Moją uwagę zwróciły właśnie schematy. Kolorowe. Wbrew myśleniu, że to przecież nic trudnego wydrukować planszę w kolorze… Przygotowanie schematów i kolorowych informacji na mapach, było niesamowicie czasochłonne. Sprawdziłam! Schematy są pokolorowane – kredkami woskowymi! Pięknie!
W każdym z pomieszczeń obowiązkowo znajduje się przynajmniej jeden telefon. A zazwyczaj kilka. Zachowały się również tablice z czasu wzniosłych socjalistycznych idei. Uważam, że każdy kto nie żył w tamtych czasach – powinien przynajmniej spróbować poczuć ten klimat. Wrażenia niezapomniane!
Schron oprócz swojej oczywistej funkcji przygotowany był na to, by spędzić w nim naprawdę dużo czasu. Nie zapomniano prawie o niczym. Są toalety, telefony, prysznice, telefony, łóżka, telefony, komora filtro-wentylacyjna, żeby było czym oddychać, postarano się również o to, by wody nie zabrakło. Jest jeden mały niuans. Czego brakuje? Nie ma kuchni. Ale biorąc pod uwagę, że człowiek przeżył wybuch bomby atomowej, a woda jest podstawą dalszej egzystencji, można na brak kuchni przymknąć oko. Nie można też nie wspomnieć o tym, że ludzie znajdujący się w schronie, korzystali z najnowszych rozwiązań techniki i mogli odpoczywać na nowoczesnych jak na owe czasy kompletów „Kubuś”. Pewnie wielu z nas spało na bardzo podobnych, jak nie identycznych.
Ciekawym dla mnie pomieszczeniem był pokój na pierwszy rzut oka wyglądający jak dawne call center. Kilka oddzielnych stanowisk z telefonami zapewniało przyjęcie meldunków i przekazania ich do odpowiedzialnych osób. Ważną informacją jest fakt, że osoba oczekująca na telefon nie mogła opuścić swojego stanowiska na wypadek, gdyby w tym czasie miał przyjść kolejny meldunek. Jak więc przekazać usłyszane informacje bez opuszczania swojego miejsca pracy? Wymyślono system powiadamiania. Każdy pracownik miał dzwonek, który uruchamiał po otrzymaniu meldunku i na swoistego rodzaju tablicy pojawiał się znacznik, że pod konkretnie przypisanym do stanowiska numerze znajduje się wiadomość. Do takiego pracownika przybiegał odbiorca wiadomości i przekazywał ją dalej. Dobry plan to podstawa.
Na koniec pozostało właściwe centrum zarządzania. Tutaj nie było mowy o żadnej pomyłce. Każde stanowisko było przypisane do jednego specjalisty. I tak, swoje miejsce mieli m.in.. specjalista ds. socjalnych, łączności, żywności, zarządzania, a także Dyrektor Generalny Huty Tadeusza Sendzimira (dawniej im. Lenina). Telefon, słuchawki i trochę guziczków miało zapewnić kontrolę nad całym kombinatem. Co ciekawego w takim miejscu? Oprócz tego, że każdy wiedział, co miał robić, nie brakowało innowacyjnych narzędzi/rozwiązań. Moją uwagę zwróciła tablica meteorologiczna, na której wyświetlano, jaka jest obecnie pogoda. Genialne! Dodatkowo znalazł się tam podświetlany plan Kombinatu, tablica informująca o alarmach. Jak na czasy kiedy technologie nie były zbyt rozwinięte, uważam, że schron był bardzo nowoczesny i bardzo dobrze skomunikowany m. in. z budynkiem „Z”.
Oczywiście nie zabrakło pomieszczenia, gdzie praca biurowa i dokumenty wiodą prym. Ale to przecież to centrum administracyjne.
I na koniec, coś, co budzi mój absolutny podziw do dziś. Nie jestem w stanie pojąć na jakiej zasadzie działała centrala telefoniczna i skąd ta pani, która tam pracowała, wiedziała co po naciskać i gdzie podpiąć kabelek, żeby móc oddzwonić z radosną informacją: „Międzymiastowa, proszę czekać, będzie rozmowa!„
„SCHRONIONE” CIEKAWOSTKI
I na koniec, po raz drugi już, parę ciekawostek i kilka zdjęć.
W schronie, powietrze rozprowadzane było przy pomocy specjalnego silnika. Na silnik składał się człowiek i rower, podpięty pod zbiorniki powietrza i system wentylacji. Zasada działania niezwykle prosta, ale skuteczna.
Ze schronu można było wyjść także przez „wyjście zapasowe”. Dokąd? Na dziedziniec.
Dla fanów nowoczesnych technologii – w schronie jest zasięg! Z Internetem też udało mi się połączyć.
Czy maski gazowe były przystosowane tylko do użytku przez ludzi? Sama tego nie wiedziałam, ale nie! Zostały przygotowane również maski dla koni. Niestety w schronie takie się nie zachowały, przykładową można zobaczyć jedynie na obrazku.
W schronie umieszczono również głośniki, które służyły do przekazywania ważnych komunikatów. Co w tym dziwnego? Specjalny system pozwalał na przekazanie informacji tylko przez jeden głośnik, odcinając pozostałe lub tylko przez dwa wybrane. Albo wszystkie jednocześnie.
I parę przemyśleń. Czy warto zobaczyć socrealistycznego kolosa? Zdecydowanie tak. Należy jednak wziąć pod uwagę, że to jeszcze młoda historia i nie dostarczy wrażeń, jak malowidła naskalne. Ale ze względu na rolę jaką Kombinat odegrał w życiu Krakowa, a przede wszystkim Nowej Huty, warto, a nawet trzeba. To nie tylko ogromny zakład pracy z halami budynkami administracyjnymi, ale miejsce, dzięki któremu rozwinęła się ta część miasta. A o mały włos całkiem oddzielne miasto. To perełka, o którą należy dbać, by nie została zniszczona, bo naprawdę wielu ludzi zostawiło tam kawał swojego życia. Moi dziadkowie też.
I na trzeci koniec, już ostatni. Zachęcam do śledzenia losów obu budynków. Pojawiły się głosy o możliwości oddania ich zagranicznym inwestorom. Obecnie na liście zabytków, znajdują się tylko elewacje, więc są „nie do ruszenia”. Szkoda byłoby stracić takie historyczne miejsce. Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby wewnątrz powstał kolejny hipermarket albo galeria. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Następnym razem zabierzcie mnie ze sobą. Rewelacyjne materiały